wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 18

Przybywam do Was moi mili - z rozdziałem pikantym jak chili xDD dobra, ten rozdział nie jest ani trochę pikantny ale zawsze chciałam to napisać :D A więc mam kilka wiadomości - sztywnych jak kości. :P poetka ze mnie :D
Po pierwsze wiadomość do Kawm - "Zimno mi" to tyle.
I po drugie to jest pierwsz, zabetowany rozdział przez uwaga, uwaga Kropkę :D
Pozdrowienia dla naszej Bety!
Aha, no i jeszcze dużo to Severusa, mało dramionków nad czym ubolewam i ogólnie nudny ten rozdział :(
A teraz życzę miłego czytania!
Odiumortis.

***




Rozdział 18
-W tej wyglądasz jak pisanka wielkanocna. - mruknęła znudzona Ginny. Dwie Gryfonki wraz ze Ślizgonką od dwóch godzin chodziły po sklepach i przymierzały przeróżne suknie, zaczynąc od tych najprostszych, a kończąc na tych najbardziej zwymyślanych. Kupienie odpowiednich stroi nie było takie proste. Wszystko utrudniała wybredna Pansy i marudna Gin, którą cudem udało się wyciągnąć z Hogwartu.
-A przy okazji, ten materiał jest jakiś tandetny. - dopowiedziała Pan, widząc Hermionę w kolejnej sukience.
-Ale to już wszystkie, które wzięłam do przymierzalni!
-Widać wszystkie były głupie, skoro żadnej nie wybrałaś. - stwierdziła Ruda.
-Może dlatego były głupie bo masz zły humor.
-Przecież Pansy też prawie żadna się nie podobała.
-Jak miała mi się jakaś podobać, skoro tu nawet nie ma żadnego porządnego sklepu?! - wtrąciła się czarnowłosna.
-To może teleportujmy się do jakiegoś mugolskiego centrum handlowego. Tam na pewno coś znajdziemy.
-Ja najchętniej wracałabym już do szkoły. I tak raczej nie idę na bal, nie mam z kim.
-A Blaise?
-Zabini to skończony kretyn. - żachnęła się Gin.
-Nie mów tak o nim, bo to nie jest prawda. - stanęła w obronie przyjaciela Ślizgonka.
-Ale na chłopaka się nie nadaje. Nie wiesz jak on jest bezczelny w sprawach uczuciowych.
-Diabeł jest naprawdę wspaniałym materiałem na chłopaka, tylko ty się jeszcze o tym nie do końca przekonałaś.
-A ty niby skąd to możesz wiedzieć, co?
-Hmm... Pomyślmy... - zaczęła z ironią. - Bo z nim byłam tuż przed tobą. Bo kochałam go dlatego, że był najwspanialszym chłopakiem jakiego mogłam sobie wymarzyć? Takim żadna by nie pogardziła, więc zastanów się co mówisz, Weasley bo on nie będzie czekał na ciebie przez całe życie, a uwierz mi, że większość dziewczyn ze szkoły na niego leci. Ginny zaczerwieniła się. Nie miała pojęcia, że Pansy z nim kiedyś była. Może ona go nadal kocha? Kto wie? Z drugiej strony wszystko co mówiła Ślizgonka było prawdą. Jeszcze chwila, a straci na zawsze Blaise'a. Zależało jej na tym chłopaku. Gdyby tak nie było, nie płakałaby całymi nocami przez niego. Z resztą on już chyba zrezygnował - zadręczała się swoimi myślami.
-Czy... Czy ja ci go odebrałam? - zaczęła cicho Ruda.
-Nie. - mruknęła Pansy i wyszła ze sklepu. Właściwie trudno było stwierdzić czy ostatnie zdanie wypowiedziane przez dziewczynę było ironią, czy szczerą prawdą. Ginny bez słowa wybiegła za nią, lecz nie zdążyła jej dogonić. Parkinson teleportowała się w nieznane.
***
Hermiona po tym jak została sama w sklepie, przymierzyła jeszcze jedną sukienkę. Czuła się w niej naprawę piękna. Uśmiechnęła się do lustra. Nagle kurtyna za którą stała odsunęła się. Draco Malfoy uśmiechnął się szelmowsko.
-Wyglądasz obłędnie. - powiedział cicho, mierząc ją wzrokiem.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Po prostu wiedziałem. - odrzekł, nadal nie odrywając od niej wzroku.
-To nie jest odpowiedź.
-Jest i powinna ci wystarczyć. - miał ochotę tam stać i ją oglądać bez przerwy. W pewnym momencie nastała dość krępująca cisza. Draco z jednej strony wciąż ją podziwiał, a z drugiej zastanawiał się jak zagadać. W końcu wystrzelił (jak gumka z majtek. Uwielbiam to porównanie. dop. autorki) z pytaniem. -Jak Ginny?
-Emm... Dlaczego ty mnie pytasz o moją przyjaciółkę? - to było niby normalne, a jednak dziwne pytanie.
-No... czy już pogodziła się z Diabłem, po tym co powiedziała jej Pansy? - i wtedy zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Ale ze mnie debil, pomyślał. Mogłem się ugryźć w język, mogłem powiedzieć tysiące innych rzeczy, ale ja musiałem powiedzieć to. Gratulacje, Smoku.
-Skąd ty o tym wiesz? To stało się zaledwie kilka minut temu! Czy Pansy powiedziała to specjalnie? Wy to ukartowaliście? - wbiła mu palec w klatkę piersiową i zmrużyła oczy.
-Nie. Podsłuchiwałem. - mruknął, co w rzeczywistości nie było prawdą. Wymyślili to z Pan wcześniej. Dziewczyna obiecała, że dzisiaj coś powie tak, aby Gin w końcu wybaczyła ich przyjacielowi.
-Więc dlaczego zapytałeś czy już pogodziła się z Blaisem, skoro wiesz, że dopiero przed chwilą była kłótnia i z resztą skąd ja mogłabym o tym już wiedzieć?! - starała się być cierpliwa, ale przy nim nie dawała rady.
 -Oj, przestań już. Tak tylko to powiedziałem a ty od razu robisz przedstawienie. Przestań krzyczeć bo ludzie patrzą.
-To niech sobie patrzą! - warknęła. - Jak mogliście? Gin teraz będzie miała ogromne wyrzuty sumienia! Będzie znowu cały czas płakać!
-A potem przeprosi naszego Diabełka za nic. Będzie czuła, że zrobiła mu aferę z niczego i w końcu jej serduszko weźmie górę. Takie jest prawo miłości, Granger. Prędzej czy później będą razem, a dzięki mnie i Pan prędzej.
-Och.. i tak jesteś okropny. - fuknęła.
-Bierzesz tą suknie? Jest naprawdę piękna. - zagadnął znowu.
-Nie. Czuje się w niej sztywno. Dopóki nie wykonałam żadnego ruchu, była cudowna.
-Dobrze, w takim razie przebieraj się i idziemy do Trzech Mioteł.

***

Czwartkowe lekcje minęły dość spokojnie, z wyjątkiem eliksirów, których uczył Severus Snape. Dziś miał się odbyć mały test. Każdy gotował jakiś eliksir wybrany przez nauczyciela. Gdy na końcu lekcji profesor sprawdzał wykonanie, doszło do pewnego incydentu.
-Dobrze ugotowałaś ten eliksir. Widać to, że zerwałaś z Potterem dobrze na Ciebie wpływa, Weasley. - mruknął Severus. - Powiedz teraz co czujesz.
-Ulgę. - odrzekła bezmyślnie.
-A jednak za dużo przebywałaś w jego towarzystwie. Weasley, pytałem co czujesz bo gotowałaś amortencje! Minus pięć punktów za głupotę. A teraz powiedz jaki zapach czujesz z tego oto eliksiru zawartego w tym kociołku przed tobą.
-Ja czuje zapach rozpuszczalnika, truskawek i męskich perfum. - w jej oczach zaszkliły ledwo widoczne łzy.
-Męskich perfum mówisz... Jak pachną te perfumy? - zapytał mistrz eliksirów. Miał w tym swój interes. -Dawno ich nie czułam. Są dość mocne, ale nie ciężkie.
-Coś jeszcze możesz o nich powiedzieć? - dopytywał się. On zawsze dotrzymuje słowa. Zwłaszcza jeśli ma w tym jakiś interes. A tym razem miał i to spory. Zabini mu obiecał, że jak dokładnie wypyta o to Ginevrę to da korepetycje młodszym uczniom ze swojego domu.
-Tak, że kocham ten zapach i właściciela tych perfum i że jestem kompletną idiotką. - wyrzuciła z siebie i wybiegła z płaczem.
-Wie ktoś co się jej stało? - zapytał nauczyciel, klasy. Tak więc to była jedyna nieprzyjemność. Reszta lekcji i dnia przebiegła zwyczajnie. Dopiero na sam wieczór jedna z uczennic doczekała się niezwykłej niespodzianki. Otóż Hermiona Granger, wychodząc z łazienki po kąpieli dostrzegła coś na swoim łóżku. Było to ciemnozielone pudełko owinięte srebrną wstążką. Przez chwilę wpatrywała się w nie po czym je otworzyła. Z pudełka wyciągnęła piękną, wręcz balową suknie. Idealna, przebiegło jej przez myśl. Suknia była koloru szarego bądź granatowego, zależy pod jakim światłem patrząc. Składała się jakby z dwóch, złączonych części - gorsetu z dekoltem w kształcie serca i dolnej części, ciągnącej się do samej ziemi, wykonanej jakby z poszarpanych falban, mieniącej się w świetle. Gryfonka po tym jak wpatrywała się w nią dobre kilka minut, przymierzyła ją. "Jakby szyta na miarę." pomyślała. Dopiero po chwili zauważyła, że na dnie pudełka leży mała karteczka z napisem ,,Mam nadzieję, że ta będzie wygodna." Była niemal pewna, od kogo dostała prezent. Przez dłuższy czas zastanawiała się czy może go przyjąć. Jednak obracając się w lustrze w cudownej sukience, stwierdziła, że nie miałaby serca jej oddać. Uśmiechnęła się promiennie, przebrała w piżamę i udała się w kraninę Morfeusza, gdzie śniła o kimś wyjątkowym.
***
W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień - bal Bożonarodzeniowy. Cudowna uroczystość, z którą wiązały się same dobre myśli. Nauczyciele spodziewali się, że tego dnia wszyscy uczniowie będą biegać po korytarzach, sami nie wiedząc gdzie mogą się udać lub co jeszcze zrobić. Jakie było ich zdziwienie, gdy na śniadaniu pojawiła się zaledwie połowa uczniów szkoły. Dodajmy do tego, że to była ta młodsza połowa, która nie szła na bal. Severus Snape był jedną z wyjątkowych osób, które nie cieszyły się owym czasem. Miał do tego kilka powodów. Po pierwsze i najważniejsze zbliżały się święta. Święta, których on tak bardzo nie lubił. Sztuczny uśmiech, który musiał mu towarzyszyć, przynajmniej podczas spotkań z znajomymi był bardzo nużący. Po drugie. Na balu, który miał się zacząć za kilka godzin miał pilnować uczniów - w jego mniemaniu przychodzić co kilka godzin i sprawdzać czy wszyscy żyją. To i tak było za dużo. Siedząc w na swoim stałym miejscu w Wielkiej Sali i ubolewając nad swym losem, otrzymał list. Zdziwił się nieco bo było jeszcze za wcześnie na życzenia świąteczne. Rozwinął kartkę papieru i zaczął czytać.

Drogi Severusie,

W tym roku Draco oświadczył, że nie przyjeżdża do domu na święta. Straciłam prawie całkowicie kontakt z moim Synem. Oświadczył jednak, że przyjedzie na jeden dzień, ze względu na Julię. Bardzo proszę, dowiedz się, gdzie spędza święta i w który dzień do nas przyjedzie i odpisz mi. Jest to dla mnie niezmiernie ważne.

Narcyza Malfoy.

Ps. Mam nadzieję, że odwiedzisz nas jak co roku w drugi dzień świąt.

Sprawy rodzinne Malfoyów... Westchnął. Jakbym miał mało swoich problemów. To nie było tak, że on nie lubił tej rodziny. Wręcz przeciwnie, przyjaźnił się z Narcyzą i Lucjuszem od lat. Po prostu nie lubił się w choćby najmniejszym stopniu mieszać w ich sprawy rodzinne. Jednak tym razem wypyta o wszystko Dracona. Był jego chrześniakiem, a do tego w dużej mierze chodziło o Julię. Doprawdy, sam nie wiedział skąd taki aniołek się znalazł w takiej oschłej, arystokratyczniej rodzinie. Julia była cudownym dzieckiem, czasem się przyłapywał na tym, że zbytnio się o nią troszczy - jak o własną córkę, której nigdy nie miał. Przecież ona miała swoich rodziców, więc co go obchodziła? W pewnych sytuacjach pozwalała sobie nawet na coś co na pewno nie przeszło by mimochodem u Dracona, teraz czy gdy był w jej wieku.
W pewnym sensie irytowało go to, że gdy była jeszcze młodsza, to przytulała się do niego, wołała na niego wujku-Severusku, czy chwytała go za rękę - bo jak to miała w zwyczaju mówić "Jak mi nie dasz ręki to z tobą nigdzie nie idę." i wtedy właśnie robiła tak słodką minkę, że nie dało jej się nie posłuchać. Jednak z drugiej strony to była jedyna czułość jaką mu okazywano, a przecież każdy potrzebuje trochę bliskości drugiego człowieka, nawet taki zgorzkniały mistrz eliksirów - Severus Snape.
***
-...no i mówię wam, wtedy wchodzi Nietoperz i... - opowiadał Blaise w pokoju wspólnym lecz nagle wszyscy zaczęli go uciszać. Powoli odwrócił głowę i ujrzał głównego bohatera swojej historii. Severus nie był głupi. Zdawał sobie sprawę z tego, że uczniowie nazywają go Nietoperzem.
-Zabini, gdybyś nie był z mojego domu straciłbyś tyle punktów do ilu nawet nie umiesz policzyć. Gdybym uwzględnił każdą twoją odzywkę i każdy wybryk, szlabanu nie opuściłbyś do zakończenia szkoły i jeszcze dłużej. Ale na moje nieszczęście jesteś z mojego domu.
-No i jego matka to niezła dupa. - odezwał sie jeden z chłopców.
-Zapewniam cię, że u rodzicielki Blaise'a nie masz żadnych szans, ale jeżeli tak cię interesuje to wspomnę o twoim zamiłowaniu do niej gdy ją spotkam. - mruknął Snape.
-Lepszy taki ojczym niż ten co teraz jest. - roześmiał się czarnoskóry i przybił piątkę koledze.
-Nie wiem co masz do Smitha. Jest on inteligentniejszy od was wszystkich razem wziętych i jest moim starym, dobrym przyjacielem.
-I zasila moje konto w banku. Tak, spoko z niego gość. - zirytował się Blaise.
-Dobra Zabini, koniec pogaduszek. Ty i Malfoy za mną. - rzekł mistrz eliksirów i wyszedł z sali.
-Myślicie, że to szlaban? - zapytała Astoria.
-Ja nic nie zrobiłem.
-Smoku, choćbyś coś zrobił to i tak nie dostałbyś szlabanu. I Diabeł tak samo. - mruknęła Pansy.
-No tak. Ale gdybyśmy nie wrócili w ciągu 48 godzin przekażcie mojej żonie, że ją kocham, a cały mój majątek jest przeznaczony dla mojego syna Scorpiusa. - odpowiedział histerycznym tonem Draco.
-Smoku, szykuj się na bitwę! Wyruszamy! - rzucił Blaise do przyjaciela i wymaszerował z Pokoju Wspólnego.
-Co tak długo? - zapytał Severus na korytarzu. - Idziemy do mnie. Nie będziemy tu rozmawiać. Gdy już byli w prywatnym, małym saloniku Snape'a mężczyzna zapytał.
-Draco, w który dzień przyjeżdżasz do Julii i gdzie spędzasz święta?
-A co to? Już cały Hogwart wie, że nie jade do domu? - zakpił.
-Nie tym tonem. Narcyza się o ciebie martwi.
-Martwi się... Tsaa... Nazywajmy rzeczy po imieniu. Przejmuje się tym co powiedzą inni o tym, że jej synek nie chce do domu przyjechać.
-Draconie Lucjuszu Malfoy'u! Przywołuję cię do porządku! Twoja mama się o ciebie martwi bo cię kocha. Bo jest twoją matką! Bo ty jesteś jej synem! Nie masz dzieci, więc nie wiesz co ona może teraz przeżywać!
-Ty też nie masz więc też nie wiesz co ona czuje!
-Ale mogę sobie wyobrazić! - warknął.
-Gdyby mnie kochała to zaakceptowałaby moich przyjaciół. Już nie wspomnę o tym, że z miłości zrobiła ze mnie Śmierciożercę i człowieka bez uczuć. Jeżeli tak się okazuje miłość dziecku, to ja dziękuję.
-Ty nic nie rozumiesz! Twoi rodzice wychowują cię tak, jak sami byli wychowani. Na porządnego człowieka. Myślisz, że im jest łatwo?
-Święta spędzam w Austrii w domu Pansy a do Julii przyjadę w najbiższy wtorek. - odrzekł nadwyraz spokojnym tonem i wyszedł trzaskając drzwiami. Severus usiadł w fotelu i oparł ręce na biurku po czym schował głowę w dłoniach i westchął. Kompletnie nie wiedział jak pomóc Narcyzie i Lucjuszowi w wychowaniu Dracona, a przecież musiał chociaż spróbować. Zgadzając się być jego chrzestnym przyjął na siebie jakieś obowiązki.
-Czy ja też mogę już iść? - zapytał Blaise i dopiero teraz starszy mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, że nie jest sam.
-Kiedy będziesz uczył młodszych uczniów według naszej umowy? -Zacznę po świętach. -Raz w tygodniu, przez dwie godziny. Możesz już iść.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Miniaturka I - Wiara cz. 3/3


Miniaturka I - Wiara cz. 3/3


Ślub był piękny. Jak z marzeń. Wszystko jednak było sprzeczne. Świadkowie - wrogowie. Harry i Pansy pokłócili się chyba z tysiąc razy zanim doszło do ceremonii. Nawet święta cierpliwość Wybrańca ulotniła się gdzieś po pobycie z panną Parkinson. 
Rodziny różniły się jak tylko bardzo mogły. Skromna, mugolska rodzina Grangerów i wytworna, arystokratyczna rodzina Malfoyów. Łączyło ich tylko jedno - miłość do swoich jedynaków.
Państwo młodzi, również różnili się znacznie, a jednak idealnie do siebie pasowali.
Jak to możliwe? To miłość, która ujawnia się w najmniej spodziewanym momencie. 
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. 
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą (...)
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokładach nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje (...)
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.*
Te słowa, które wybrała Hermiona, czytał Pastor. Idealnie opisywały to jak pojmowała tę magię.
Bo miłość to magia. Magia, której nie nauczy się w szkole, tylko która przyjdzie sama...

***

-Mamo, gdzie jest tata? - zapytała mała brunetka, o szarych jak popiół oczach. 
-Tata poszedł po wyniki badań do szpitala. - odpowiedziała jej starsza, czekoladowo-oka kobieta. 
Tak toczyło się życie rodziny Malfoyów. Remisja nadal trwała. Od sześciu lat Hermiona wraz z Draconem byli wspaniałym małżeństwem, a od czterech rodzicami. Spełniali się w obydwóch tych rolach. 
Blondyn raz w roku chodził na badania. Wynik za każdym razem był pomyślny. 
Kto by pomyślał, że tych dwoje tyle razem przetrwa. Przecież jeszcze kilka lat temu byli największymi wrogami, później zwalczali chorobę, a teraz zmagają się z problemami codziennego życia. Mają razem małą córeczkę, którą kochają ponad życie. 
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się. Stanął w nich przystojny blondyn z lekkim uśmiechem na twarzy. 
Jego żona popatrzyła na niego i od razu rozpromieniła się radośnie. Codziennie go widziała i za każdym razem czuła to samo - uczucie jakby zakochiwała się w nim od nowa. Ich miłość wciąż była młoda, tajemnicza a jednocześnie taka otwarta i szczera. 
Czekała teraz, aż powie to co zwykle, to co mówi co roku, prawie zawsze o tej samej porze. Sytuacja się powtarza. Uśmiech na twarzy, błysk w oku. 
-Hermiono... - to wspaniałe, że on po tylu latach zwracał się do niej nadal z taką czułością, jak za dawnych czasów. 
-Tak? 
-Choroba powróciła. Będę musiał wrócić do szpitala. - myślał, że się rozpłacze, ale jego kobieta była silna. Nauczyła się już walczyć, bo miała o co. Wtuliła się mocno w jego tors i wyszeptała:
-Stworzymy z tego jeszcze piękniejszą historię, Draco. 
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na pierwszą łzę, którą zaraz wytarła. Naprawdę wierzyła w to co mówiła. Nie próbowała nikogo przekonać, ona stwierdzała to czego była pewna...

***

Niestety życie nie zawsze pisze szczęśliwe scenariusze. Czasem trzeba się pogodzić z losem... Nie stworzyli z tego jeszcze piękniejszej historii.
Patrzyła na pogrzeb Draco jego oczami. Wiedziała, że nie chciał, aby płakała. Aby ktokolwiek płakał. 
Trzeba żyć dalej, nie wolno zatrzymywać się choćby na chwilę. Czerpać z życia jak najwięcej. On - zawsze tak robił. Wykorzystywał wszystko maksymalnie, jakby spodziewał się wydanego werdyktu, który miał nastąpić. 
Kochał tak mocno, jak sam chciał być kochany. I był. Miał przy sobie zawsze kogoś kto go kochał. Jego matka, jego córka, jego przyjaciółka i najważniejsze - jego żona. Wyjątkowa Hermiona, której nie dało się zastąpić. 
Przez całe życie nie dotrzymała jednej obietnicy, za co był jej szczególnie wdzięczny. Obiecała, że się w nim nie zakocha, a kochała go. Kochała go do zapomnienia. 
Wiedziała jak ma postępować. Napisał do niej list, który teraz mogła odczytać.


Kochana Hermiono!

Skoro czytasz ten list, to oznacza, że mnie już z Wami nie ma na tym świecie. Opiekuje się Tobą i April z góry. Znam Cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że już zaczynasz płakać. Bądź silna kochanie, zrób to dla naszej córeczki.
Zawsze dawałaś mi rady jak postępować i żyć, dlatego tym razem ja Ci dam kilka wskazówek.
Po pierwsze jesteś młodą, piękną kobietom, dlatego proszę Cię abyś znalazła sobie mężczyznę i ożeniła się z nim. Zasługujesz na to by być szczęśliwa, a nasza córeczka zasługuje na tatę. Oczekuje, że Twój wybranek będzie wspaniały nie tylko dla Ciebie, ale tak, że dla April - to jest bardzo ważne, ale o tym chyba sama wiesz.
Jeśli chodzi o naszą księżniczkę... Jest jeszcze mała, ale za to bardzo inteligentna, po tatusiu oczywiście :) Chciałbym abyś w przyszłości przekazała jej, że zawsze ją bardzo kochałem i nadal kocham! 
Oczekuje od Ciebie, że będziesz szczęśliwa!

Kocham Cię, Twój Draco.



Ich miłość była jak powietrze. Nie widziała jej, a jednak ją czuła. Była potężna jak wichura i delikatna jak wiosenny wiaterek. 
Ich miłość dała im owoc, którym była malutka April. 
Ich miłość to ogromna siła. Siła, której nie pokonała nawet śmierć, jednego z nich. Hermiona była jednego pewna - nawet jeżeli wyjdzie drugi raz za mąż to nigdy nie zapomni o Draco. Zmieniła go, a on zmienił ją, choć obydwoje byli pewni, że nikt ich nigdy nie zmieni.
Oni nie tylko się kochali, ale także przyjaźnili. Przyjaźń to jak dwie dusze w jednym ciele. I tak właśnie było z nimi. 
Każde z nich to jakby puzzel, który nie pasował do żadnej układanki. Dopiero we dwoje stworzyli swój własny obrazek. 

***

Po latach stojąc nad jego grobem zdała sobie sprawę, że wygrała. Wygrała sześć lat wspaniałej miłości. Dla niektórych to pewnie mało, ona też chciałaby więcej. Mimo wszystko czuła się zwycięzcą. W tej grze nie była sama. Zawsze był Draco i jest nadal. Czuje go obok. Czuje jego obecność. Może zobaczy go tylko na zdjęciach, ale czuć będzie zawsze. 
-Kochanie, czy możemy już iść? - zapytał męski i troskliwy głos tuż obok, obejmując ją. Obiecała coś Draconowi i zamierzała tym razem dotrzymać obietnicy. Poślubiła Tom'a. Tego samego lekarza, który opiekował się nią i jej byłym mężem podczas choroby. 
Może to nie była już taka miłość jak ta poprzednia. Może to wcale już nie była miłość, ale przy Tomie czuła się bezpiecznie. Zbierała się wiele lat po śmierci pierwszego męża, w końcu postanowiła dokonać tego o co ją poprosił...
Ich kiedyś, mała córeczka jest teraz młodą kobietą. Teraz to ona przeżywa swoje pierwsze miłości - kto wie... Może pierwsze i ostatnie.
-Tak, oczywiście. - odpowiedziała i ostatni raz spojrzała na grób. - April dziś miała przyjść z swoim nowym kolegą.
-Widziałem go. Nie daje temu związkowi więcej niż tydzień. - mruknął żartobliwie Tom.
-Przesadzasz. Obstawiam, że nawet nie będzie trwało to czterech dni. - odrzekła.
-O to co zwykle? - roześmiał się.
-O to co zwykle. - powiedziała się z szerokim uśmiechem i razem z mężczyzną weszła do domu. 

THE END


******************

*Fragment z Biblii. 

Tak więc to ostatnia część mojej pierwszej miniaturki.
Pewnie nie takiego zakończenia oczekiwaliście, mam rację?
Jednak jak dla mnie to tu wystąpił happy end! 
Może Draco nie przeżył, ale pokochał kogoś. Dowiedział się co to miłość, a to najwiażniejsze. 
Rozdział smutny i trochę sielankowaty - jak dla mnie. 
Miał być dłuższy i bardziej ambitny - obiacałam.
Wcale nie jest dłuższy, a mi osobiście bardziej podobały się poprzednie części, nie wiem dlaczego ;/
Może gdyby druga adminka, która to obiecała, faktycznie do mnie przyszła, ale nie :(
Kawm - wiedz, że jestem zła na Ciebie xD
Kolejny rozdział nie wiem kiedy. Mam pomysł na rozdział 19,20,21 nawet, ale 18 nie napisze! No kurde, nie ogarniam tego :/

Odiumortis (swag).

Ps. Notatka na końcu, bo chciałam żebyście ją przeczytali po przeczytaniu rozdziału.




środa, 14 sierpnia 2013

Miniaturka I - Wiara cz. 2/3

Hej, hej. Dodaje drugą część miniaturki, która szczerze mówiąc miała całkowicie inaczej wyglądać, no ale ja to ja xDD w moich myślach nadal jest co innego niż "na papierze".
Dedykuje całą to miniaturkę Karolince, drugiej blogerce :)
Skarbie, mamy wspólny problem na głowie :D
Ty wiesz o czym mówię :P
A, no i znalazłyśmy Betę, którą jest Dominika! (mam nadzieje, że mogę podać tu Twoje imię).
Jeszcze się nie poznałyśmy, aczkolwiek mam nadzieję, że zaczniemy współpracę od kolejnego rozdziału :)
No i z innej beczki, czyli jutro z rana wyjeżdżam na dwa dni, także nie wiem jak z 3 częścią miniaturki, ale rozdziału w tym tygodniu raczej nie będzie, choć zaczęłam już pisać :/
Lubie tutaj zanudzać ludzi, jednak teraz życzę miłego czytania!
Odiumortis (swag).



Miniaturka I - Wiara cz. 2/3



Minęły już dwa tygodnie odkąd Hermiona trafiła do szpitala. Jej kontakty z Malfoy'em polepszyły się i to znacznie. Ani jej ani jego przyjaciele nie mogli ich odwiedzać - dlatego byli dla siebie jedyną podporą.
-A więc mówisz, że Potter wolał zawsze Weasleyówną nawet gdy był z tą azjatktą? - zaitrygował się Draco.
-Jaką azjat... Chodzi ci o Cho? Tego nie jestem pewna, ale Harry i Ginny zawsze czuli do siebie pociąg czy jakoś tak. - roześmiała się perliście.
-A ty? - zapytał nagle.
-Co ja? 
-Byłaś albo jesteś zakochana? 
-Jeszcze jakieś trzy tygodnie temu powiedziałabym, że tak. Ale teraz... Nie wiem. A ty? 
W odpowiedzi wzruszył ramionami. Nie był nigdy zakochany i podejrzewał, że już nigdy nie będzie...
-Co jest twoją największą wadą? - Draco był ciekawy charakteru Hermiony. Zawsze była dla niego tylko zwykłą kujonicą, lecz gdy ją teraz trochę poznał, zdał sobie sprawę z tego, że jest ona interesującą i barwną osobą.
-Przede wszytskim zbyt szybko przywiązuje się do niektórych osób. No na przykład już jestem przywiązana do ciebie - zaczęła mówić otwarcie. - Nie sądzę aby teraz to było coś złego bo gdy wyjdziemy ze szpitala dalej się będziemy zachowywać jak teraz... Prawda? - spojrzała na niego.
Miał spuszczoną głowę i nerwowo ściskał pięści. 
-Tak, oczywiście... Tylko Miona ja nie wiem... Pochodzę z arystokratycznej rodziny, moi rodzice mogą zareagować na to w dość nieprzyjemny sposób. - zaczął kłamać jak z nut. Od dawna nie miał problemów z akceptacją znajomych przez jego rodziców. Po wojnie wszytsko zmieniło się na lepsze... Lecz jednak bitwy pozostawiły na nim jakiś ślad. Na każdym pozostawiły ślady. Tylko dlaczego na nim, aż takie wielkie? Dlaczego przez to może policzyć miesiące swojego życia na palcach u jednej ręki? Miesiące... Aktualnie pozostały mu tygodnie a może mniej. Może tylko dni? Kto wie.
-Czyli to znaczy, że nie będziemy mogli się widywać? - wyraźnie posmutniała. Na taki widok serce zaczęło mu się krajać.
-Oczywiście że będziemy mogli. Kto by tam słuchał rodziców. - roześmiał się, choć czuł się podle mówiąc takie rzeczy. - Ale obiecaj mi jedno.
-Co takiego?
-Że się we mnie nie zakochasz.

***

-Możemy zagrać w prawdę? Ja zadam ci kilka pytań i ty mi też. Trzeba odpowiadać szczerze. - zaproponował.
-Skąd będę miała pewność, że nie kłamiesz? - mimo wszystko była bardzo podejżliwa.
-Bo ja nie kłamie osób, na których mi w pewnym sensie zależy. - puścił do niej oczko.
-Powiedzmy, że ci wierze. Zaczynasz.
-Mówiłaś, że jeszcze kilka tygodni temu mogłabyś powiedzieć, że jesteś zakochana. Kim był ten szczęściarz?
-Ron, ale jestem pewna, że go nie kocham. Jest chyba ktoś inny. -mruknęła. 
Chciała zadać pytanie, ale zawahała się. Zauważył to.
-Pytaj o co chcesz bez skrępowania. - zachęcił.
-No więc... Draco... Na co jesteś chory? - spuściła głowę zawstydzona. Dobrze wiedziała, że chłopak wcale nie chce o tym rozmaiwać.
-Mam białaczkę. 
Popatrzyla na niego wystraszona. Miała gule w gardle, którą głośno przełknęła. Do tej pory miała nadzieją, a teraz? Co prawda są wyjątki w których osoby chore na raka żyją tak długo jakby były zdrowe bo choroba ustępuje. Jednak dobrze wiedziała, że z nim jest inaczej. Z każdym dniem coraz gorzej. 
Wyobraziła sobie moment, gdy będzie musiała się z nim pożegnać. 
W końcu prędzej czy później taki nastąpi... Od tygodnia dręczyło ją jeszcze jedno, inne pytanie. Jak jej odwieczny wróg w ciągu dwóch tygodni skradł jej serce? 
Dział na nią jak magnez. Chciała być non stop przy nim. Od nowa była zakochana... Tylko tym razem naprawdę i tym razem nie chłopak ją skrzywdzi, wiążąc się z inną, lecz życie. A raczej jego brak...
Jeżeli Draco nie przeżyje, ona się załamie. 
W jej oczach zaczęły kumulować się łzy. Wstała z łóżka i wybiegła z sali...
Na ciele miała jeszcze dużo ran, ale te największe były w sercu. Wybiegła do łazienki i popatrzyła w lustro. 
Cholera, pomyślała, ty idiotko ryczysz przed lustrem a co on ma powiedzieć?! 
Wytarła mokre policzki i wyszła z podniesioną głową, obiecując sobie, że będzie silna, dla niego. 
I znów stanęła przed ich wspólną salą, i znów się rozpłakała. Była tylko słabą istotą, która nie potrafiła sama sobie radzić w ciężkich chwilach. No, ale kto by potrafił?
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Draco. Bez słowa przytulił Hermionę i szepnął "jeszcze wszystko się ułoży", choć sam w to wątpił. 
-Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytała cichutko trochę się uspokajając. 
-Bo wiedziałem jak zareagujesz. Nie chciałem ci sprawiać...
-Przykrości? - oderwała się od niego. - Draco! Jak mogłeś?! - chciała mu wykrzyczeć prosto w twarz, że jest chamem i kompletnym kretynem, ale nie mogła.
-Ale wiesz co? Ja jeszcze coś wymyślę. Ty będziesz zdrowy i będziesz ze mną. - ostatnie słowa wypowiedziała prawie bezgłośnie. 
Mógł się tego domyślić... Ona też się mu podobała, on też ją kochał. Nie jak przyjaciółkę, albo młodszą siostrę. Kochał ją jak dziewczynę z którą chce spędzić resztę swojego życia.

***

Dni miajły nieubłagalnie. O ile wcześniej Hermiona i Draco spędzali ze sobą dużo czasu, teraz siedzą ze sobą non stop.  Zachowują się wobec siebie nawet trochę śmielej niż wcześniej. Nie mają żadnych tajemnic. 
Dziś miał być dość wyjątkowy dzień. Draco poszedł na badania, z których miało wyniknąć postępowanie choroby. Czuł się nawet lepiej, ale kto wie co los przyniesie.
Wyszedł z sali badań, z nieodgadnioną miną. Hermiona trochę się spieła. To było jak werdykt. Śmierć czy życie.
-No i jak? - zagadnęła drżącym głosem. Uśmiechnął się szczerze i wziął ją w swoje objęcia.
-Remisja* Miona... Nastąpiła remisja! - wykrzyknął wręcz.
-Naprawdę? O Boże jak ja się cieszę! - jej szczęście nie miało granic. 
Odchyliła od niego trochę głowę, po czym pocałowała go w usta. Delikatnie, krótko i z uczuciem. Popatrzył jej w oczy i zrobił to samo. Pocałował lecz tym razem zachłannie, jakby chciał przez to wyrazić wszytskie swoje uczucia...


**********

Remisja - nawrót choroby. Choroba podczas remisji ustępuje na pewien czas (może to być miesiąc, rok, kilka tygodni, czy kilka lat) a czasem nawet całkowicie "znika".

sobota, 10 sierpnia 2013

Miniaturka I - Wiara cz. 1/3

Witam wszystkich! :D
Mam świetny humor, nareszcie jestem w domku :)
Wróciłam pełna pomysłów! Narazie prezentuje Wam miniaturkę - część pierwszą z trzech.
TA MINIATURKACH NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z ZAKŁADEM O MIŁOŚĆ.
Nie długo pewnie pojawi się druga i trzecia część, ale nie wiem kiedy dokładnie.
Jest to moja pierwsza miniaturka, więc mam nadzieję, że Wam się spodoba! Liczę na komentarze :D
Jeśli chodzi o rozdział, to jest on mniej więcej już w mojej głowie. Teraz musze tylko ubrać to wszytsko w słowa :)
Miłego czytania, Odiumortis (swag).

***



Miniaturka I - Wiara cz. 1/3



Otworzyła swoje zaspane, czekoladowe oczy. Pierwsze co zarejestrowała to była biel. Białe ściany, biała pościel, biały stoliczek obok łóżka, białe róże. Spróbowała się podnieść, czego zaraz pożałowała. Cicho jęknęła z bólu. Dopiero teraz zaczęło wszystko do niej docierać. Osiemnaste urodziny, klub w centrum Londynu, chłopak na motocyklu. Później tylko oślepiające światło i krzyki dochodzące z daleka. 
-Księżniczka się nareszcie obudziła. - prychnął ktoś leżący na łóżku obok. Znała ten głos. Mlfoy, Draco Malfoy. Tylko co on tu robił? Ostatni raz widziała go na zakończenie roku. Chyba, że to on był tym od motocyklu? Nie... Tamten miał ciemne włosy. Chyba.
-Malfoy? - wyszeptała słabym głosem. Nie miała na nic więcej sił.
-A kogo się spodziewałaś? Twojego Rudego kochasia czy bliznowatego przyjaciela? Swoją drogą rudego, ale już chyba nie kochasia. Podobno rudzi są niewierni. Ogólnie nie wierzę w takie gadanie lecz twój, nie czekaj, nie twój. W każdym razie kogo by nie był to umocnił mnie w tym przekonaniu. Rudy to fałszywy. No i jeszcze coś. Słyszałem, że to blondynki są głupie a tu wychodzi, że brunetki nie lepsze, Granger. Trzeba być idiotką żeby wsiąść na motor z pijanym nastolatkiem tylko po to, aby udowodnić byłemu chłopakowi, że potrafi się bawić. Idioci są wszędzie. - zakpił. 
Z niemałym trudem przechyliła głowę w jego stronę. Leżał sobie odkryty, na łóżku obok, w białym podkoszulku i szarych, dresowych spodniach. W rękach trzymał Proroka Codziennego. Nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem. Widziała jego profil. Był blady, niby jak zawsze a jednak za bardzo nawet jak na niego. Nic nie wskazywało na to by był chory.
-Co ty tu robisz? - zapytała już trochę głośniej.
-Leżę i czytam. - odrzekł chłodno. Po wojnie obydwoje wrócili do szkoły. Przestał nazywać ją szlamą, ale nie szydzić z niej. Co to to nie. Nie mógł sobie darować przecież największej rozrywki, jaką miał w Hogwarcie.
-Ale chyba musi być powód twojej wizyty w szpitalu. Nie przebywają tu osoby zdrowe. Psychiatryk też nie tutaj. Więc dlaczego tu jesteś?
-Bo mam taki kaprys. - odpowiedział po czym opuścił gazetę i zmierzył ją wzrokiem. Nastała chila ciszy podczas, której obserwowali się. Było to trochę kremupjące, ale żadne z nich nie chciało pierwsze spuścić wzroku. To by było jak przegranie bitwy. 
-Magomedyk powiedział, że jak się obudzisz to mam go zawołać, żeby ci podał eliksir przeciwbólowy. Ale jakoś nie mam ochoty się stąd ruszać. - powiedział złośliwie po chwili, nadal patrząc jej w oczy. 
Czy on zawsze musi być taki okropny? ,pomyślała. Faktycznie sprzydałoby się jej teraz coś na uśmierzenie bólu, który był ogromny. Ale Malfoy to Malfoy.
-Jednak jeżeli nie pójdę, będę skazany patrzeć cały czas na twój okropny grymas na i tak już brzydkiej twarzy. - rzekł i powoli wstał z łóżka po czym skierował się w stronę drzwi.
Mimo tego, że nic dla niej nie znaczył, to jego słowa zabolały. Zabolały jak cholera. Kim by nie był, to takie słowa zawsze ją bolą. 
Podczas gdy wychodził, zauważyła, że był jeszcze chudszy niż pamiętała. A może wydawało się jej tylko? 
Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się może trzy lata starszy mężczyzna z lekkim uśmiechem na ustach. Mimo, że w jego oczach było widoczne zmęczenie, był przystojny. 
-Dzień dobry. Jestem Thomas Todd, ale możesz mi mówić Tom. Jestem twoim magomedykiem. - podał jej eliksir, który zaraz wypiła. Cały ból ustąpił. Zniknął jakby go tam wcale nie było. Czuła się świetnie, dlatego podniosła się do pozycji siedzącej.
-Dziękuje, za ten eliksir. - powiedziała cicho lekko się rumieniąc. 
-Posłuchaj muszę się ciebie zapytać o najważniejsze. Czy coś pamiętasz z swojego wypadku?
Dziewczyna momentalnie się spięła. Teraz obrazy w jej głowie były już o wiele wyraźniejsze.
-Tak. 
-W takim razie za chwilę przyjdą do ciebie aurorzy u których złożysz zeznania. Osobie, której kierowała motor nic się nie stało. Co więcej, uciekła z miejsca wypadku. Musimy ustalić kto to był. - wytłumaczył i wyszedł z sali. 
-Wcale się nie dziwie, że uciekł z miejsca wypadku. Jakbym zobaczył, kogo wiozłem na tym motocyklu to też bym uciekł. - mruknął i uśmiechnął się bezczelnie. 
-Jesteś podły. - odrzekła a w jej oczach zabłysły łzy. 
Zauważył je. Zauważył, że jej oczy zaczęły błyszczeć.
-Dobra, sorry za to. Po prostu od dwóch dni się z nikim nie widziałem z wyjątkiem nadętych bab, które tu przychodzą i podają mi posiłki. Musiałem się na kimś wyrzyć. Na twoje nieszczęście byłaś to ty. - powiedział zwyczajnie.
Zdziwił ją tym, ale nic nie powiedziała...

***

-Odpowiadam po raz ostatni. Nie pamiętam jego twarzy! Nie wiem kim on był! - warknęła zdenerwowana Hermiona. Była wściekła. Przesłuchanie trwało już ponad godzinę. Wałkowała razem z aurorami wciąż jedno i to samo. 
-A może ty nie chcesz go z jakiegoś powodu wydać?! - zapytał też już lekko zdenerwowany auror. 
Była Gryfonka czuła się jakby zrobiła coś złego. Przesłuchiwano ją jak jakiegoś przestępcę. Podchwytliwe pytania, które według starszej kobiety i mężczyzny, miały na celu ukazanie prawdy, były strasznie męczące.
Dracona, który leżał na łóżku obok, na początku to bawiło. Wyglądało to trochę komicznie, oni wciąż zadają te same pytania a ona jest już czerwona jak dorodny burak, od złości. Jednak z czasem zaczęło do to irytować. Chciał się już położyć spać a w ich towarzystwie nie mógł. 
-Cholera jasna! - wrzasnął wreszcie. - Czy wy nie rozumiecie co ona do was mówi! NIE PAMIĘTA JEGO TWARZY! Zrozumieliście?! Jeszcze raz zadacie jej pytanie jak on wyglądał to szlag mnie trafi! - wybuchnął. Trochę mu nawet ulżyło.
-A ty to kto? - zainteresowała się starsza kobieta. - Może ty też bronisz tego nastolatka, który uciekł z miejsca wypadku? - zapytała podejżliwie. 
-Tak, właśnie tak. Obydwoje z Granger go chronimy. - powiedział z ironią.
-Acha! Wiedziałam! - krzyknęła kobieta.
-To był sarkazm. - mruknął Draco.
-Jak się nazywasz? - zapytała znowu, gdy jej optymizm ugasł.
-Jestem Draco Malfoy, mam osiemnaście lat. Nie mam żony, ani dzieci. Nie jestem spokrewniony ani spowinowacony z tą obok dziewczyną. - wskazał z Hermionę. - W szpitalu jestem od początku lipca. Przed tem uczęszczałem do Hogwartu, mój dom to Slytherin, status krwi czysty. Ulubiony kolor to zielony. Lubie też satynowe pościele, których tu nie ma i francuskie potrawy, których tu nawet imitacji nie potrafią stworzyć. Coś jeszcze? - zakpił. Był wkurzony na aurorów. - Jeśli nie, to proszę o opuszczenie tego pomieszczenia. Natychmiast. Inaczej będę musiał powiadomić waszego szefa, którego znam bardzo dobrze, w co chyba nie wątpicie. 
Dwoje starszych osób już nic się nie odezwało tylko posłusznie wyszło z sali. Hermiona i Draco odetchnęli z ulgą.
-Dziękuje - wymamrotała dziewczyna. - Myślałam, że już nigdy stąd nie wyjdą.
-Spoko. - mruknął. - A teraz pójdę spać, bo jestem już zmęczony. 
-Dobranoc. - rzekła, lecz ten nic nie odpowiedział tylko odwrócił się na drugi bok i zasnął.
Zastanawiała się co jest Malfoy'owi. Nie chciał jej powiedzieć, to było dość dziwne bo cokolwiek by mu się nie działo on lubił się nad sobą użalać. Szybko się męczył, nawet jeśli nic nie robił, była godzina dopiero dziewiętnasta a on już spał. No i trafił tu na początku lipca czyli tuż po zakończeniu szkoły... 
Może on jest poważnie chory? Przeszło jej przez myśl... 
Nie zdążyła jednak rozważyć czego innego gdy do sali ktoś wszedł. Była to Narcyza Malfoy. Hermiona odrazu zamknęła oczu i udała, że śpi. Chciała uniknąć krępującej sytuacji. 
-Draco... - wyszeptała cicho blondwłosa kobieta. Gdy syn nic jej nie odpowiedział, usiadła na krzesełku obok łóżka i wzięła jego dłoń do swojej ręki. Patrzyła na niego jak na najcenniejszy skarb. Była nim wręcz zafascynowana. Nagle po jej policzku spłynęła jedna łza, którą zaraz wytarła. - Nawet nie wiesz synku jak za tobą tęsknimy... - powiedziała łagodnie. - Ja, tata i wszyscy. Teodor, Blasie i Pasny dzisiaj byli i pytali jak u ciebie. Wiesz... powiedziałam im prawde. Pansy płakała przez całą godzinę. Obiecali, że nikomu nie powiedzą. Normalnie bym ci tego pewnie nie mówiła, nie chce żebyś się martwił, ale skoro śpisz. Draco, ja jeszcze wierzę, że wszytsko się ułoży. Przecież zdarza się, że lekarze się mylą. Tylko dlaczego oni nie dają nam nawet nadziei? - tym razem rozkleiła się na dobre. Słone łzy spływały po jej policzkach, a ona nawet nie próbowała ich powstrzymać. - Tom wpuścił mnie tu trochę nie legalnie... Dobry z niego uzdrowiciel i człowiek. Pomoże ci, obiecał. Muszę już iść, ale jeszcze przyjdę. Kocham cię synku. - pocałowała go w policzek i wyszła.

***

Nastał kolejny dzień. Hermiona obudziła się rano, lecz na łóżku obok nie było już chłopaka. Zmartwiła się trochę wczorajszą wizytą Narcyzy. Draco musiał być ciężko chory... Nie żeby jego los obchodził ją jakoś specjalnie, lecz nie była typem osoby obojętnej na ludzkie cierpienie. Nagle drzwi się otworzyły a w nich stanęła jakaś uzdrowicielka wraz z Malfoy'em.
-Proszę pana! Ile razy mam panu tłumaczyć, że nie może pan wychodzić stąd i zamawiać samemu jedzenia z pobliskich resteuracji! - krzyknęł zdenerwowana kobieta.
-To co, może mam jeść od rana posklejany ryż z dodatkiem jabłka?! - zakpił. - Przecież to smakuje gorzej niż źle! Wy tym mnie otrujecie! 
-To wystarczy poprosić o coś innego a nie odrazu zamawiać jedzenie z najdroższych, francuskich resteuracji! 
-Przecież sam bym sobie za to zapłacił!  - warknął.
-Draco... - zaczęła tym razem spokojnie. - Musisz zrozumieć, że tutaj pewnych rzeczy robić nie wolno. To jest szpital. 
-Dobrze, ale na obiad żadnego ryżu, ryby, makaronu i innych takich co podajecie codziennie. 
-Postaram się coś wymyślić, a ty teraz idź do łóżka. Zdaje mi się, że twoja sąsiadka się już obudziła. - uśmiechnęła się ciepło do Hermiony i wyszła.
-Malfoy? 
-Co? 
-Odpowiesz mi szczerze na moje pytanie, nie zależnie od tego czego ono będzie dotyczyło? - spytała Hermiona.
-Nie. - odburknął. - Ale zawsze możesz je zadać.
-A więc na co jesteś chory? - myślała, że chłopak stanie się spętny, ale nic takiego nie nastąpiło.
-A co cię tak to interesuje? - odpowiedział pytaniem. Jednak nie zrobił tego w ironiczny, bądź bezczelny sposób.
-Bo wiesz, wczoraj była tu twoja mama... - wyznała na co chłopak zesztywniał i wbił w dziewczynę swoje niebieskoszare tęczówki.
-Kiedy tu była? - zapytał.
-Gdy spałeś.
-Rozmawiałyście?
-Nie. 
-Co robiła?
-Siedziała obok ciebie. - pominęła to, że mówiła do niego.
-Ehemm... Jadłaś już tu jakieś jedzenie? - zagadnął nagle.
-Nie. Podejrzewam, że bardzo niedobre...
-No nawet sobie nie zdajesz jak. - i tak zaczęła się długa, kilkugodzinna rozmowa o wszytskim i o niczym.