poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 22

Witajcie ;))
Przybywam do Was nieco szybciej niż myślałam. Tak w ogóle ostatnio mam jakieś komplikacje z bloggerem ;o
W każdym razie:
Rozdział betowała Kropka :)
Nie wiem kiedy kolejny.
Wszytskie pytania kierować na ask'a.
Miłego czytania!
Odiumortis.

********



Rozdział 22


O godzinie trzynastej Hermiona, Draco i dwuletnia Florence siedzieli w Miodowym Królestwie i zajadali się pysznymi, malinowymi ptysiami. Wszystko by było idealnie, gdyby nie to, że Florence mówiła tylko pojedyncze słowa - jak to małe dziecko - ale po francusku. 
Hermiona w dzieciństwie zanim odkryła, że jest czarodziejką, miała jakieś lekcje francuskiego, ale nic już nie pamiętała. Natomiast Draco, jako że pochodzi z arystokratyczniej rodziny i często jeździł z rodzicami do Paryża, powinien umieć ten język. Jednak umiał tylko dzień dobry i do widzenia. Nie przeszkadzało im to zbytnio, ale nie ukrywali, że fajnie byłoby umieć francuski. Z małą Florence porozumiewali się mową ciała, czyli po prostu gestami. 
-Co ty na to żebyśmy poszli popływać? - zaproponował nagle Draco. 
-Popływać? - zdziwiła się Hermiona. - Przecież jest zima... 
-Granger, nikt ci nie każe pływać w morzu czy oceanie. Miałem na myśli basen. 
-Tylko nie mamy strojów, z resztą opiekujemy się Florance, pamiętasz? 
-Tobie strój pożyczy Pansy, ja mam w moim pokoju, a dla niej - wskazał głową na Florence - albo coś kupimy, albo transmutujemy. 
-A gdzie masz ten basen? 
-Przecież jest u Pan w domu, na dole. Nie widziałaś go jeszcze? 
-W takim razie szybko kończymy jedzenie i idziemy popływać. 

***

-Granger, Granger, Granger. - zaśmiał się Draco widząc jak Hermiona okrywa się ręcznikiem. 
-No co? Przecież jest zimno! - odburknęła speszona. 
W rzeczywistości wcale zimno nie było. Hermiona najzwyczajniej w świecie wstydziła się chodzić w samym stroju kąpielowych przy Draconie. Prościej byłoby nawet przy Blaisie, ale nie przy Malfoyu. 
On wciąż ją obserwował, każdy jej ruch. Często jego oczy spoczywały na małych i jędrnych piersiach dziewczyny, bądź na jej zgrabnych pośladkach - w końcu był tylko nastolatkiem. 
Hermiona, która zdawała sobie z tego bardzo dobrze sprawę, szczelnie okryła się ręcznikiem. Nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. 
-Wchodzimy do tego basenu czy nie? - zapytała lekko zdenerwowana. 
-Co tylko powiesz... - odrzekł uśmiechając się szelmowsko. 
Chwilę później rozpędził się i skoczył "na bombę" do cieplutkiej wody. Gryfonka w tym czasie wzięła na ręce Florence, której wcześniej ubrała tak zwane motylki i napompowane kółko. Minutę później cała trójka kąpała się już w basenie. 
–Yyy… Granger? - zaczął roześmiany Draco. - Coś ty ją tak wyubierała w to... To coś? 
-Dzięki temu się przynajmniej nie utopi! Ja w porównaniu do ciebie dbam o jej zdrowie! - oburzyła się. Ślizgon natychmiast podpłynął do Florence i zaczął ściągać z niej mugolskie środki ostrożności. Zdezorientowana Hermiona patrzyła na Malfoya w kompletnym osłupieniu. Nie wiedziała co ten chłopak robił. Przecież chyba nie utopi małej... A może on tylko udawał, że się zmienił i najpierw zrobi coś Florence a potem jej samej?! Po chwili jednak warknęła w myślach na swoją głupotę i po prostu zapytała Dracona. 
-Co ty robisz? 
-Ściągam z niej to wszystko. Nie widzisz, że jej niewygodnie? 
-Malfoy! Przecież ona się utopi! - warknęła Szatynka. 
-Jakie utopi? Jak byłem mały to rodzice mnie wrzucali bez niczego na głęboką wodę. Myślisz, że dlaczego tak dobrze pływam? 
Ta wypowiedź przeraziła Hermionę. Zrobiła się cała blada i nagle zachciało jej się wymiotować. 
W tym samym czasie blondyn odpiął już wszystko i wziął dziewczynkę na ręce. Jednak po chwili puścił ją, a sam beztrosko podpłynął do wystraszonej Gryfonki. 
-Malfoy!!! - ryknęła i zaraz zaczęła płynąć do Florence, jednak chłopak nie pozwolił jej tam dotrzeć. - TY IDIOTO! PUŚĆ MNIE! - wrzeszczała i wyrywała się. 
W końcu Draco z szerokim uśmiechem na ustach zostawił ją w spokoju i popłynął na drugi koniec basenu. Hermiona cała się zaczerwieniła widząc jak mała dziewczynka śmieje się, a woda ją unosi. 
-Granger, chyba nie pomyślałaś, że mógłbym jej coś zrobić. - usłyszała za sobą rozbawiony głos chłopaka. 
-A-ale jak to możliwe, że ona się unosi na wodzie? - zapytała zdezorientowana. 
-To magia. - wyszeptał jej do ucha po czym cały rozbawiony odpłynął. 

***

Tuż po wyjściu z basenu, po Florence przyjechali Bill i Fleur, gdyż nieco zmieniły im się plany. Oczywiście Blaise znalazł w ciągu tych kilku minut, gdy Bill ubierał Florence czas na to, aby poderwać piękną wilę. Kobieta jednak uśmiechała się tylko miło, wyraźnie niezainteresowana chłopakiem. Zabini poczuł się lekko urażony obojętnością Fleur, dlatego też postanowił nieco wcześniej jechać do domu rodzinnego spotkać się z mamą i zabrać ze sobą Justina. 
W tym samym czasie dziewczyny, wraz z Harrym poszły już się zająć posiłkami do jutrzejszej kolacji wigilijnej a Ron i Draco wygodnie wylegiwali się na kanapie. 
-Weasley, trzeba wymyślić jakiś plan. 
-O czym mówisz? 
-Raczej o kim... Diabeł uważa, że ten Justin to tylko problem. Zresztą dziewczyny ledwo go poznały a już za nim szaleją, nie podoba mi się to. - stwierdził rzeczowo Draco. 
-Więc chcecie mu tak uprzykrzyć życie, żeby sam się stąd wyniósł? 
-Widzę, że jednak jak chcesz to potrafisz ruszyć mózgiem. 
-Dobra, dobra - Ron zignorował uwagę kolegi. - Może go jakoś nastraszmy? No wiesz, wśród nas jest Harry, którego na pewno zna. 
-A jak on powie o tym dziewczynom? Będą złe do końca świąt. 
-Yyymm... To zrobimy to w taki sposób aby się nie dowiedziały... 
-Niby jak? 
-Nie wiem, sam pomyśl... 
-Damy mu okup! 
-Jego ojciec jest bogaty, nie poleci na pieniądze. 
-No tak. 
-Więc dajmy mu do zrozumienia, że nikt go tu nie lubi. Chociaż nie. To nie wypali, bo dziewczyny... Chłopcy pewnie jeszcze długo zastanawiali by się nad tym, jak wywalić Justina z domu, gdyby nie sowa, która zapukała do okna. Draco rozpoznał w niej rodową sowę Malfoyów. 
-To od rodziców. Chcą żebym do nich przyjechał jeszcze dziś. Piszą, że nie ważne co by się działo i jakie decyzje podejmę, zawsze będą mnie wspierać, bo jestem ich synem i mnie kochają. - wytłumaczył Ron’owi, jednocześnie prychając na końcu zdania. 
Postanowił jednak sprawdzić czy słowa rodziców są w pełni prawdziwe... 

***

Harry, Pansy, Ginny i Hermiona przygotowywali przeróżne posiłki, jednocześnie świetnie się przy tym bawiąc. Zwłaszcza robienie makowca przysporzyło im wiele zabawy. W efekcie wszyscy byli w mące, podobnie jak cała kuchnia. 
-Granger? - Draco wszedł do pomieszczenia i mimowolnie się uśmiechnął na widok przyjaciół. - Nie masz ochoty na małą wycieczkę? - zapytał. 
-Hmm... Chętnie. - odrzekła. - A gdzie ta wycieczka? 
-Zobaczysz. Przebierz się w coś... coś czystszego. 
-Na elegancko czy sportowo? - zapytała podekscytowana. 
-Raczej na elegancko, ale bez przesady. Za pół godziny w hallu. 

***

-Teleportujemy się? - zapytała szatynka ubrana w czarną prostą sukienkę i płaszcz. 
-Tak. Złap mnie za rękę. 
Poczuli charakterystyczny ucisk w brzuchu i chwilę później byli już w jakimś ciemnym zakątku. 
-Teraz zawiążę ci opaskę na oczy i poprowadzę do naszego celu, dobrze? 
-Okej. - była coraz bardziej podekscytowana. 
Maszerowali już około kilku minut, gdy nagle się zatrzymali. Hermiona przez całą drogę zastanawiała się, gdzie są. Pierwsze co pomyślała- to, że zabrał ją do nie magicznej części Londynu, biedaczka nie wiedziała jak bardzo się myliła. 
-Nie przestrasz się i nie próbuj uciekać. 
Chłopak rozwiązał jej opaskę. Hermiona ujrzała ogromny, arystokratyczny dom a raczej pałac. Prowadziła do niego długa, prosta droga. Zanim zdążyła wszystko poskładać w całość usłyszała głos Dracona. 
-Witaj w moim rodzinnym domu, Granger.