wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 24

Witajcie moje ziomeczki! :D
Pewnie się tego nie spodziewaliście, ale przychodzę do Was z nowym rozdziałem. Opowiadanie to zakończę bardzo szybko, tak naprawdę tylko po to, że nie lubie zostawiać czegoś niedokończonego.
Nie odpisywała Wam, bo nie chciałam nikogo wprowadzać w błąd. Sama nie wiedziałam kiedy dodam.
Będzie nowy blog, nowe Dramione, ale najpierw je napisze a dopiero później opublikuję. W każdym razie już zaczęłam :)
Miłego czytania,
Odiumortis!

***

Rozdział 24


To co zobaczyła przeraziło ją…
Justin otarł łzę z policzka Ginny. Dziewczyna wtuliła się w chłopaka, gdy kolejne, słone krople popłynęły z jej oczu. Wyglądała na wykończoną i bezsilną.
-Ginevro, musisz być silna. Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale jestem z tobą. – ucałował ją w czoło. – Weź szybki prysznic i zejdź jeszcze do nas na dół. Musimy przynajmniej udawać.
Hermiona oddaliła się, nie chcąc zostać zauważoną. To wyglądało tak, jakby Jus i Gin się znali. Jakby on tutaj był dla niej. Co się właściwie działo? Cokolwiek to było nie podobało się jej. Dlaczego  przyjaciółka coś przed nią ukrywała? A może, może była w ciąży, pomyślała Hermiona. Dlatego zachowywała się obco wobec Blaise’a. Bo kochała Justina i to było jego dziecko. I to z nim  się spotkała, gdy pewnego wieczoru samotnie opuściła Hogwart.
Granger zaklęła cicho, co się jej nigdy nie zdarzało. Zamknęła oczy i policzyła po dziesięciu, po czym zeszła na dół.

***

Następnego dnia pogoda okazała się koszmarna. Wiał silny wiatr, niebo było przysłonięte chmurami, z których spadały duże krople deszczu.  Wszędzie było szaro i brzydko. Jednak po wczorajszym wieczorze najbardziej pochmurnie było w sercu Hermiony. I wcale nie chodziło tutaj o to, że Ginny miała jakiś sekret i że prawdopodobnie mogła być w ciąży. Tylko o to, że była jej najlepszą przyjaciółką i nic jej nie powiedziała, że nawet się z kimś spotyka.
Z zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi. O wilku mowa, pomyślała Hermiona.
-Dzień dobry, jak się spało? – zapytała Ruda. – Co chcesz na śniadanie?
-Cześć Gin… Nie jestem głodna. Mogłabyś na chwilę usiąść? – wskazała na łóżko. – Wiesz, dawno nie rozmawiałyśmy. Nie wiem nawet co u ciebie. – Granger uśmiechnęła się nerwowo. – Nie chciałabyś mi o czymś powiedzieć? Może dzieje się ostatnio u ciebie coś ciekawego?
-Nie… Chociaż właściwie, ale nie wiem czy powinnam… - i wtedy do pokoju wszedł Draco. Hermiona po raz pierwszy od miesięcy żałowała, że go widzi.
-No dziewczynki, śniadanie gotowe. Mam nadzieję, że zgłodniałyście? – uśmiechnął się uroczo i popatrzył na Ginny.
Czyżby on wiedział, zastanawiała się brunetka. Przecież jej przyjaciółka była w ciąży z Justinem a nie Blaisem...
-Zaraz przyjdziemy. – odrzekła spokojnie Gin. Draco wyszedł a dziewczyny znów zostały same.
-No więc, co chciałaś mi powiedzieć? Niezależnie co to będzie, pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie. Zawsze będę cię wspierać.
Ale Ginny mówić już nie chciała. Stwierdziła, że nie pamięta o czym chciała powiedzieć i z uśmiechem zeszła na dół.
***

Śniadanie przebiegło w miarę spokojnie, gdyby nie Hermiona, która ciągle patrzyła się to na Ginny, to na Justina.
-Czy mam coś na twarzy? – szepnęła Ruda do Dracona, który siedział obok niej. – Mógłbyś mi podać chusteczkę?
-Nie wiem czy jesteś czysta czy nie bo się zakrywasz ręką. – odpowiedział cicho. Gin jednak nadal siedziała z głową odwróconą w stronę Draco, zasłaniając się. Chłopak nie mając wyboru chciał podać dziewczynie serwetkę, jednak na stole jej nie znalazł. Wstał i zaczął szukać chusteczki po całej kuchni, aż w końcu, gdy ją znalazł podał Ginny, która cicho podziękowała.
I w tym momencie Hermiona była już niemal pewna dwóch rzeczy: jej przyjaciółka była w ciąży więc poprosiła Draco o pomoc, gdyż by wyciągnąć serwetkę z szafki trzeba było się po nią zgiąć, no i po drugie Draco o tym wszystkim wiedział. Dlatego bez słowa skargi usłużył dziewczynie.
Ciekawe komu jeszcze Ginevra powiedziała, że jest w ciąży? I najważniejsze, dlaczego nie jej…
Hermionie zawsze się wydawało, że jest osobą przyjacielską, godną zaufania. A teraz wszystko legło w gruzach. Miała ochotę już nigdy w życiu nie odezwać się do przyjaciółki, ale z drugiej strony, jak można się obrażać na ciężarną? No jak?
***
Tuż po śniadaniu Pansy, Harry i Ron pojechali na łyżwy zabierając ze sobą Justina, który został naprawdę polubiony przed chłopaków. Nic dziwnego, w końcu miał ogromne poczucie humoru i kochał sport. Draco z Blaisem wybrali się na zakupy, a Hermiona poszła trochę popływać. Gin poszła czytać książkę, jednak szybko się znudziła i postanowiła trochę potrenować w dość dużej jak na domową siłownie sali. Ćwiczyła bardzo szybko i intensywnie.
Nagle do siłowni weszła Hermiona.
-Co ty robisz? Przestań! – krzyknęła.
-O co ci chodzi Hermiona?
-Kobietom w ciąży nie wol… - i wtedy zapadła cisza. Hermiona zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i zakryła dłoniom usta. Ruda na początku zastanawiała się, czy przypadkiem się nie przesłyszała, ale jednak po reakcji przyjaciółki stwierdziła, że nie.
-Jakiej do cholery ciąży? Nie jestem w żadnej ciąży! O czym ty w ogóle mówisz?
-Ginny, przy mnie nie musisz udawać. Posłuchaj ja nikomu nie powiem. Możesz być tego pewna. Nie wiem czemu mi nie ufasz i bardzo mi przykro z tego powodu…
-Hermionko, moja kochana przyjaciółko, o czym ty do cholery mówisz? Naćpałaś się czegoś? Wypiłaś za dużo piwa kremowego? O co tobie chodzi? Ja nie będę miała dziecka, ani nie planuję go w najbliższej przyszłości.
-Słyszałam was wczoraj w łazience. Ciebie i Justina! – oskarżycielsko powiedziała Gryffonka.
Ginewrze nagle stanęły łzy w oczach. Musiała się przyznać. Właściwie miała dwa wyjścia: albo powiedzieć prawdę, albo przyznać Mionie rację, mówiąc, że jest w ciąży. Jednak udawanie przyszłej matki chyba byłoby bardzo trudne.
-Posłuchaj mnie… - zaczęła spokojnie. – Jestem uzależniona.


sobota, 8 listopada 2014

Wytrwałe Anioły.

Dzień dobry :)
To ja - Odiumortis. Tak długo mnie tutaj nie było, że prawie zapomniałam, że mam jeszcze bloga.
Nie wiem co mam napisać. Gdy tutaj weszłam poczułam ciary i normalnie łzy w oczach. To naprawdę niesamowite, że mój blog nadal ma codziennie od 50 - 150 wyświetleń. Jestem tak cholernie wzruszona, nie sądziłam, że tak może się stać.
Istnieje jednak druga strona medalu -  nic nie pisze od bardzo dawna nie dlatego, że nie mam czasu albo dlatego, że  mi się nie chce (chociaż muszę przyznać, że jestem poważnie uzależniona od leżenia na kanapie, oglądając telewizje i grubnąc xd) lecz dlatego, że ja już chyba nie potrafię pissać. Nie mam weny... Ostatnie rozdziały pisałam z długimi odstępami czasowymi, ale myślałam że mi to przejdzie i wena powrócili i te sprwy ;d
Nie powróciła, aż do poprzedniego tygodnia.
A teraz cos się stało jakiś przełom.
Jednak... To opowiadanie dociągnę do końca, ale nie będzie miało już wielu rozdziałów i nie wiem kiedy ich możecie się spodziewać. Powiedzmy, że spróbuje napisać wszystkie te rozdziały najpierw a potem dodawać.
Jesteście moimi Aniołkami, które wytrwały już tyle, dlatego niespodzianka 💛
Będę pisała kolejne opowiadanie, Dramione oczywiście. Myślę, że spodoba się wam. Nie wiem czy wszystkim, ale miejmy nadzieje, że jakieś części tak - i to dla tej części będę pisała. Choćby to miały być 2 osoby :)
Nie popełnię więcej tego samego błędu co z tym opowiadaniem dlatego najpierw napisze przynajmniej połowę tego opowiadania a potem będę regularnie dodawała.
Kocham Was, moje Aniołki.


~ Odiumortis

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 23


Witajcie Aniołki :*
Wracam zaraz po majowym weekendzie, bo dla mnie właśnie dziś całkiem kończą się święta XD
Jeśli chodzi o kwestie informacyjne:
-Wolicie takie odstępy czy mniejsze?
-Dziękuję wszystkim którzy pomogli mi napisać ten rozdział :*
-Kropka nie będzie już dla was poprawiać rozdziałów, gdyż zajmę się tym sama albo pomoże mi czasem druga adminka/blogerka (?) :)
Kropce dziękujemy a teraz zapraszam na rozdział 23, mam nadzieję, że wam się spodoba.


***



Rozdział 23


Czym jest kawa? To napój bogów. Pobudza do życia, daje siłę. A wino? Wino uspokaja... Łagodzi zmysły. Dlatego też zdezorientowani Malfoyowie razem z Hermioną pili wino czerwone jak krew, a Draco delektował się smakiem mocnej, czarnej kawy.

-Tak więc... - zaczęła zakłopotana Narcyza. Brała po uwagę to, że Draco może chcieć wystawić ich na próbę po ostatnim liście, ale toż to przesada! Musiała jednak się zachowywać jak przystało.

 -Postanowiliśmy was odwiedzić razem z Mioną. - młody Malfoy świetnie się bawił zdrabniając imię Granger.

-Przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem He...

-Wiemy kim jesteś. - uciął sucho Lucjusz.

-Inka! - zawołała szybko Narcyza bojąc się monologów ze strony męża. Chwilę później zmaterializowała się przed nią nieduża skrzatka, ubrana w jakieś stare ubranka.

- Przygotuj coś wyjątkowego dla naszego syna i jego... koleżanki.

-Czy Inka ma też zabrać prezenty? - zapytała skrzatka.

Na ustach państwa Malfoy wykwitły ledwo widoczne, kpiące uśmiechy. Hermiona zaczerwieniła się, a twarz Dracona wyrażała nadal lekkie rozbawienie. Gdy przychodziło się w goście do takich rodów jak Malfoyowie zawsze trzeba było przynieść choć najdrobniejszy upominek.

-Ja prze-przeprasza... Nie wiedziałam, że tutaj przyjdziemy... Bo on... To znaczy Draco nic mi nie powiedział...

Hermiona zaczęła się pogrążać. Jej twarz była koloru dorodnego pomidora, a oczy niebezpiecznie błyszczały. Czuła się upokorzona.

 -Hermi, wszystko w porządku. Prezenty przynoszą tylko nadęci arystokraci, którzy chcą się wkupić w łaski moich rodziców. - stwierdził zwyczajnie Draco, jakby mówił o pogodzie. Uśmiechy Lucjusza i jego żony zbladły. -Gdzie Julia?

 -U Andromendy.

 I tutaj nastał czas na kolejną wpadkę Hermiony. Wypluła wino, które wcześniej zaczęła konsumować, z powrotem do kieliszka. Państwo Malfoy obrzucili ją pogardliwym spojrzeniem.

-Przepraszam. - mruknęła tak cicho, że nie wiedziała czy jakikolwiek dźwięk wydobył się z jej ust. No, ale skąd miała biedna wiedzieć, że od końca wojny Andromenda pogodziła się z swoją siostrą? Granger miała wrażenie, że teraz nawet Draco się za nią wstydzi. Ten jednak rozumiał jej zdziwienie.

 -Co u cioci? - zapytał.

-Wszystko w porządku, jednak wydaje mi się, że o sprawach rodzinnych powinniśmy rozmawiać tylko i wyłącznie w gronie rodziny. - odrzekł Lucjusz, któremu panna Granger się nie spodobała. Krążyły przecież pogłoski, że to taka inteligentna czarownica... Jednak ludzie mówią głupoty, pomyślał.

 -Lucjuszu, daj spokój. Panna Granger jest bliska naszemu synowi, jak mniemam. - blondynka próbowała załagodzić sytuacje.

-Ojcze, jeżeli Ci coś nie odpowiada to ja mogę sobie pójść... Wcale tu nie muszę być.

-Miło, że wpadłeś jednak mogłeś przynajmniej uprzedzić o wizycie... Twojej znajomej.

-Ja chyba powinnam pójść. Przepraszam. - powiedziała Hermiona i prawie wybiegła z salonu.

-Miona! - krzyknął Draco.

 Nie tak to miało wyglądać. Kompletnie nic nie wyszło po jego myśli. Odwrócił się jeszcze na chwilę w stronę rodziców i powiedział cicho: -Po raz kolejny się na was zawiodłem. 

*** 

 -Jestem już całkowicie zmęczona gotowaniem... To fajne, ale nie na dłuższą metę. - westchnęła Pansy.

-Weź długą kąpiel, a ja to dokończę.

 -Na pewno? Ginny ty też wyglądasz na zmęczoną.

 -Nie zapominaj, że oprócz mojej mamy byłam jedyną dziewczyną w domu. Tam to dopiero musiałam dużo sprzątać i gotować.
Pansy nie tyle przekonana co wykończona przytaknęła i poszła prosto do swojej sypialni. Zamiast wziąć odświeżającą kąpieli zasnęła na łóżku.

W tym samym czasie Ginny wyszła na balkon. Potrzebowała świeżego, zimnego powietrza. Oparła się o balustradę i zaczęła myśleć... Wszyscy mówili że mają dużo problemów, tak narzekali. Mówili o rodzinach, swoich miłościach, ocenach w szkole, przyjaciołach... Roześmiała się smutno. Kiedyś i ona miała tylko takie problemy. Żadnego innego. Gdyby mogła o tym komuś powiedzieć. Ale komu? Wbrew pozorom nie ufała aż na tyle Hermionie, Pansy czy reszcie. Oni chcieliby sami wszystko rozwiązać. A tego się już nie dało naprawić. Nigdy już nie będzie tak jak dawniej... Nigdy.Poczuła jak czyjeś dłonie oplatają ją od tyłu. To Blaise... To na pewno tylko Blaise. Odwróciła się z sztucznym uśmiechem.-Gin, zmarzniesz. Chodźmy do domu. - rzekł chłopak.-Tak, chodźmy… 


 *** 

 -Hermiona! Zaczekaj! Proszę... - wołał Draco, jednocześnie zastanawiając się gdzie ona nauczyła się tak szybko biegać.

 -Przepraszam... - wydusiła z siebie zatrzymując się. - Tak bardzo Cię przepraszam.Łzy zaczęły zbierać się w jej oczach. Była przerażona tym co stało się w środku. Nie żeby jakoś specjalnie zależało jej na opinii Malfoyów, ale to byli jednocześnie rodzice Dracona.

-Spokojnie. To oni zachowali się głupio wobec ciebie. - Draco przytulił dziewczynę z całych sił. Wiedział, że to będzie ciężkie spotkanie... Obwiniał się teraz o to wszystko. Sam nie wiedział czego oczekiwał. Że jego rodzice nagle będą wspaniałymi ludźmi?

-Wróćmy do Pansy. Może już nawet też Justin przyjechał.

-Miona... Nie powinienem cię tutaj przyprowadzać. Proszę, nie myśl chociaż o tym.

-To moja wina, zachowałam się jak idiotka - uśmiechnęła się przez łzy. - Ale naprawdę teraz już chciałabym wrócić do domu. 

 *** 

 Justin faktycznie już przyjechał i był właśnie przesłuchiwany przez Harry'ego i Rona. Tym dwóm nic nie mogło umknąć dlatego w momencie, w którym Hermiona i Draco weszli do domu Włoch po raz kolejny tłumaczył się dlaczego mówi czystym angielskim z charakterystycznym akcentem dla Brytyjczyków a po włosku z typowym włoskim akcentem.

-Chłopcy, nie męczcie już tak naszego gościa. Napijecie się czegoś? - zaproponowała Pansy, która po krótkiej drzemce była znowu pełna energii. - Może wina?

-My z Mioną mamy już dość wina na całe święta. - rzucił Draco z śmiechem wchodząc do salonu. Hermiona zachichotała cicho po czym poszła na górę się przebrać. 
Chciała włożyć na siebie coś luźnego i wygodnego. Wybrała stary, już rozciągnięty i mięciutki polar, czarne dżinsy i cieplutkie skarpety. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygląda ani trochę seksownie, ale tego wieczoru nawet nie miała ochoty jakkolwiek wyglądać. Po przebraniu się postanowiła iść jeszcze do łazienki, żeby się uczesać. Weszła bez pukania, a to co zobaczyła przeraziło ją.




poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Powrót po latach XD

Witajcie misiaczki! Nikt tutaj nie pisał od kilku miesięcy, a czuje jakby to były lata XD
W każdym razie kiedy postanowiłyśmy założyć tego bloga z przyjaciółką obiecałyśmy sobie, że go dokończymy choćby nie wiem co! Dlatego napisałam już 23 rozdział, a w głowie mam kolejne. Żeby było bardziej uroczyście - zaczynamy po świętach ;)
Polecam przeczytać sobie przynajmniej poprzedni rozdział, żeby przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia.
Do zobaczenia na początku maja!
Ach, jeszcze jedno... Wesołych świąt ;D




~ Odiumortis ~

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 22

Witajcie ;))
Przybywam do Was nieco szybciej niż myślałam. Tak w ogóle ostatnio mam jakieś komplikacje z bloggerem ;o
W każdym razie:
Rozdział betowała Kropka :)
Nie wiem kiedy kolejny.
Wszytskie pytania kierować na ask'a.
Miłego czytania!
Odiumortis.

********



Rozdział 22


O godzinie trzynastej Hermiona, Draco i dwuletnia Florence siedzieli w Miodowym Królestwie i zajadali się pysznymi, malinowymi ptysiami. Wszystko by było idealnie, gdyby nie to, że Florence mówiła tylko pojedyncze słowa - jak to małe dziecko - ale po francusku. 
Hermiona w dzieciństwie zanim odkryła, że jest czarodziejką, miała jakieś lekcje francuskiego, ale nic już nie pamiętała. Natomiast Draco, jako że pochodzi z arystokratyczniej rodziny i często jeździł z rodzicami do Paryża, powinien umieć ten język. Jednak umiał tylko dzień dobry i do widzenia. Nie przeszkadzało im to zbytnio, ale nie ukrywali, że fajnie byłoby umieć francuski. Z małą Florence porozumiewali się mową ciała, czyli po prostu gestami. 
-Co ty na to żebyśmy poszli popływać? - zaproponował nagle Draco. 
-Popływać? - zdziwiła się Hermiona. - Przecież jest zima... 
-Granger, nikt ci nie każe pływać w morzu czy oceanie. Miałem na myśli basen. 
-Tylko nie mamy strojów, z resztą opiekujemy się Florance, pamiętasz? 
-Tobie strój pożyczy Pansy, ja mam w moim pokoju, a dla niej - wskazał głową na Florence - albo coś kupimy, albo transmutujemy. 
-A gdzie masz ten basen? 
-Przecież jest u Pan w domu, na dole. Nie widziałaś go jeszcze? 
-W takim razie szybko kończymy jedzenie i idziemy popływać. 

***

-Granger, Granger, Granger. - zaśmiał się Draco widząc jak Hermiona okrywa się ręcznikiem. 
-No co? Przecież jest zimno! - odburknęła speszona. 
W rzeczywistości wcale zimno nie było. Hermiona najzwyczajniej w świecie wstydziła się chodzić w samym stroju kąpielowych przy Draconie. Prościej byłoby nawet przy Blaisie, ale nie przy Malfoyu. 
On wciąż ją obserwował, każdy jej ruch. Często jego oczy spoczywały na małych i jędrnych piersiach dziewczyny, bądź na jej zgrabnych pośladkach - w końcu był tylko nastolatkiem. 
Hermiona, która zdawała sobie z tego bardzo dobrze sprawę, szczelnie okryła się ręcznikiem. Nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. 
-Wchodzimy do tego basenu czy nie? - zapytała lekko zdenerwowana. 
-Co tylko powiesz... - odrzekł uśmiechając się szelmowsko. 
Chwilę później rozpędził się i skoczył "na bombę" do cieplutkiej wody. Gryfonka w tym czasie wzięła na ręce Florence, której wcześniej ubrała tak zwane motylki i napompowane kółko. Minutę później cała trójka kąpała się już w basenie. 
–Yyy… Granger? - zaczął roześmiany Draco. - Coś ty ją tak wyubierała w to... To coś? 
-Dzięki temu się przynajmniej nie utopi! Ja w porównaniu do ciebie dbam o jej zdrowie! - oburzyła się. Ślizgon natychmiast podpłynął do Florence i zaczął ściągać z niej mugolskie środki ostrożności. Zdezorientowana Hermiona patrzyła na Malfoya w kompletnym osłupieniu. Nie wiedziała co ten chłopak robił. Przecież chyba nie utopi małej... A może on tylko udawał, że się zmienił i najpierw zrobi coś Florence a potem jej samej?! Po chwili jednak warknęła w myślach na swoją głupotę i po prostu zapytała Dracona. 
-Co ty robisz? 
-Ściągam z niej to wszystko. Nie widzisz, że jej niewygodnie? 
-Malfoy! Przecież ona się utopi! - warknęła Szatynka. 
-Jakie utopi? Jak byłem mały to rodzice mnie wrzucali bez niczego na głęboką wodę. Myślisz, że dlaczego tak dobrze pływam? 
Ta wypowiedź przeraziła Hermionę. Zrobiła się cała blada i nagle zachciało jej się wymiotować. 
W tym samym czasie blondyn odpiął już wszystko i wziął dziewczynkę na ręce. Jednak po chwili puścił ją, a sam beztrosko podpłynął do wystraszonej Gryfonki. 
-Malfoy!!! - ryknęła i zaraz zaczęła płynąć do Florence, jednak chłopak nie pozwolił jej tam dotrzeć. - TY IDIOTO! PUŚĆ MNIE! - wrzeszczała i wyrywała się. 
W końcu Draco z szerokim uśmiechem na ustach zostawił ją w spokoju i popłynął na drugi koniec basenu. Hermiona cała się zaczerwieniła widząc jak mała dziewczynka śmieje się, a woda ją unosi. 
-Granger, chyba nie pomyślałaś, że mógłbym jej coś zrobić. - usłyszała za sobą rozbawiony głos chłopaka. 
-A-ale jak to możliwe, że ona się unosi na wodzie? - zapytała zdezorientowana. 
-To magia. - wyszeptał jej do ucha po czym cały rozbawiony odpłynął. 

***

Tuż po wyjściu z basenu, po Florence przyjechali Bill i Fleur, gdyż nieco zmieniły im się plany. Oczywiście Blaise znalazł w ciągu tych kilku minut, gdy Bill ubierał Florence czas na to, aby poderwać piękną wilę. Kobieta jednak uśmiechała się tylko miło, wyraźnie niezainteresowana chłopakiem. Zabini poczuł się lekko urażony obojętnością Fleur, dlatego też postanowił nieco wcześniej jechać do domu rodzinnego spotkać się z mamą i zabrać ze sobą Justina. 
W tym samym czasie dziewczyny, wraz z Harrym poszły już się zająć posiłkami do jutrzejszej kolacji wigilijnej a Ron i Draco wygodnie wylegiwali się na kanapie. 
-Weasley, trzeba wymyślić jakiś plan. 
-O czym mówisz? 
-Raczej o kim... Diabeł uważa, że ten Justin to tylko problem. Zresztą dziewczyny ledwo go poznały a już za nim szaleją, nie podoba mi się to. - stwierdził rzeczowo Draco. 
-Więc chcecie mu tak uprzykrzyć życie, żeby sam się stąd wyniósł? 
-Widzę, że jednak jak chcesz to potrafisz ruszyć mózgiem. 
-Dobra, dobra - Ron zignorował uwagę kolegi. - Może go jakoś nastraszmy? No wiesz, wśród nas jest Harry, którego na pewno zna. 
-A jak on powie o tym dziewczynom? Będą złe do końca świąt. 
-Yyymm... To zrobimy to w taki sposób aby się nie dowiedziały... 
-Niby jak? 
-Nie wiem, sam pomyśl... 
-Damy mu okup! 
-Jego ojciec jest bogaty, nie poleci na pieniądze. 
-No tak. 
-Więc dajmy mu do zrozumienia, że nikt go tu nie lubi. Chociaż nie. To nie wypali, bo dziewczyny... Chłopcy pewnie jeszcze długo zastanawiali by się nad tym, jak wywalić Justina z domu, gdyby nie sowa, która zapukała do okna. Draco rozpoznał w niej rodową sowę Malfoyów. 
-To od rodziców. Chcą żebym do nich przyjechał jeszcze dziś. Piszą, że nie ważne co by się działo i jakie decyzje podejmę, zawsze będą mnie wspierać, bo jestem ich synem i mnie kochają. - wytłumaczył Ron’owi, jednocześnie prychając na końcu zdania. 
Postanowił jednak sprawdzić czy słowa rodziców są w pełni prawdziwe... 

***

Harry, Pansy, Ginny i Hermiona przygotowywali przeróżne posiłki, jednocześnie świetnie się przy tym bawiąc. Zwłaszcza robienie makowca przysporzyło im wiele zabawy. W efekcie wszyscy byli w mące, podobnie jak cała kuchnia. 
-Granger? - Draco wszedł do pomieszczenia i mimowolnie się uśmiechnął na widok przyjaciół. - Nie masz ochoty na małą wycieczkę? - zapytał. 
-Hmm... Chętnie. - odrzekła. - A gdzie ta wycieczka? 
-Zobaczysz. Przebierz się w coś... coś czystszego. 
-Na elegancko czy sportowo? - zapytała podekscytowana. 
-Raczej na elegancko, ale bez przesady. Za pół godziny w hallu. 

***

-Teleportujemy się? - zapytała szatynka ubrana w czarną prostą sukienkę i płaszcz. 
-Tak. Złap mnie za rękę. 
Poczuli charakterystyczny ucisk w brzuchu i chwilę później byli już w jakimś ciemnym zakątku. 
-Teraz zawiążę ci opaskę na oczy i poprowadzę do naszego celu, dobrze? 
-Okej. - była coraz bardziej podekscytowana. 
Maszerowali już około kilku minut, gdy nagle się zatrzymali. Hermiona przez całą drogę zastanawiała się, gdzie są. Pierwsze co pomyślała- to, że zabrał ją do nie magicznej części Londynu, biedaczka nie wiedziała jak bardzo się myliła. 
-Nie przestrasz się i nie próbuj uciekać. 
Chłopak rozwiązał jej opaskę. Hermiona ujrzała ogromny, arystokratyczny dom a raczej pałac. Prowadziła do niego długa, prosta droga. Zanim zdążyła wszystko poskładać w całość usłyszała głos Dracona. 
-Witaj w moim rodzinnym domu, Granger.

poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 21

Cześć, witam wszystkich i tak bardzo przepraszam :((
Tyyyyyle mnie nie było, prawie miesiąc. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie z wyjątkiem szkoły i olimpiady :( obiecuje, że więcej taka długa przerwa nie będzie miała miejsca, albo przyjemniej postaram się aby nie miała. Mam nadzieję, że nie zniechęciliście się przez to. Jest mi strasznie głupio :((
Rozdział też nie jakiś wyjątkowy, bo z weną i czasem słabo ;< 
Mam jednak nadzieję, że chociaż trochę Wam się spodoba i że będziecie KOMENTOWAĆ, bo to naprawdę daje motywacje! :)
I przepraszam, że taki krótki dzisiaj ten rozdział ;/
Rozdział betowała dla Was Kropka ;))
A teraz zapraszam do czytania!
Odiumortis.


********************


Rozdział 21


 Blaise tego dnia wstał lewą nogą. Od rana towarzyszyła mu kwaśna mina i podły nastrój. Można to było zwalić na głośny deszcz, który go obudził. Jednak jego problem był o wiele większy. Dziś miał się spotkać z synem przyszłego męża matki, Justinem. Jednym słowem - tragedia. Blaise jak wspomniał wczoraj wieczorem, był jedynakiem. Wcale nie chciał mieć rodzeństwa. Oczywiście nie miał zamiaru traktować Justina jak brata. Co to, to nie. Jeżeli okaże się fajny, to maksymalnie jak kolegę.
 Deszcz przestał padać. Promienie słońca wpadły do pokoju pewnej Szatynki, która otworzyła swe piękne, czekoladowe oczęta. Rozprostowała ręce i ziewnęła. Z dołu doszedł ją dźwięk rozbijanego szkła, a zaraz po tym głośne przekleństwo. Na swoją piżamkę ubrała ciepły szlafrok i zeszła do kuchni.
 -Blaise, co ty robisz? - Hermiona z lekkim rozbawieniem patrzyła na wściekłego chłopaka rzucającego zaklęcie. 
-Sprzątam, nie widać? - odburknął nieuprzejmie. Zapadła chwilowa cisza, podczas której chłopak ponownie nalał kawy do kubka. 
- Przepraszam, źle spałem. - mruknął. 
-W porządku. Męczyły cię jakieś koszmary? 
-Koszmar to ja dopiero dzisiaj przeżyje...
 -Ach tak. Masz spotkanie z... Właściwie jak on się nazywa? 
-Justin. Mam spotkanie z Justinem. - wycedził przez zaciśnięte zęby. 
-Spokojnie. Na pewno nie będzie tak źle. 
-Jeżeli będzie miał taką mordę jak jego ojciec to nie wiem czy się powstrzymam przed rozkwaszeniem jej. 
-Zabini! Nie możesz się tak zachowywać. Justin na pewno okaże się miłym chłopakiem. Ty po prostu dramatyzujesz. A mordę to może mieć pies a nie człowiek! 
-Hermiona, jak ty niczego nie rozumiesz... 
-To może mi wytłumacz? - czego jak czego, ale najbardziej panna Granger nie lubiła gdy ktoś mówił, że czegoś nie rozumie. Nie zależnie czy to była jakaś regułka czy sprawy życiowe. 
-Nie mam już czasu. Umówiłem się z nim na jedenastą, a wcześniej muszę jeszcze gdzieś iść. 
-Gdzie musisz iść? 
-Prezenty Granger, jutro gwiazdka. - wyszczerzył się do niej i już go nie było.

 *** 

Przystojny brunet z dużymi czekoladowymi oczami siedział w kawiarni już od kilku minut i zwracał uwagę prawie wszystkich dziewcząt. Za każdym razem kiedy jakaś niewiasta otwierała drzwi, posyłała mu olśniewający uśmiech, a on odpowiadał jej tym samym. Był do tego przyzwyczajony. Zdawał sobie sprawę, że podoba się kobietom... Zwłaszcza na swoim ukochanym motocyklu. Bo to właśnie ten motocykl kochał bardziej od zalotnych spojrzeń dziewcząt, ich uśmiechów, flirtowania z nimi, słodkich randek, namiętnych pocałunków. Przypomniał sobie historię jeszcze z wakacji, gdy wybierał pomiędzy dziewczyną i nocnymi, nielegalnymi wyścigami. Oczywiście wybrał wyścigi - nie był grzecznym chłopcem. W szkole magii we Włoszech, czyli w szkole gdzie się uczył, od szesnastki można było mieć zwyczajny, mugolski motor. Od tego momentu życie stało się piękniejsze. To była chyba jedyna szkoła z takim przywilejem. No, ale Włosi - i mugole, i czarodzieje - byli uzależnieni od motocyklów. Chyba każda dziewczyna miała swoją vespę, a każdy chłopak ścigacza, przynajmniej w jego towarzystwie. Zdarzali się też tacy, co woleli harleye ale to nie jego bajka. Upił łyk cappuccino i z bólem w sercu stwierdził, że nie można go nawet porównać do tego włoskiego, które pijał codziennie. Spojrzał na swój zegarek - za dwie minuty jedenasta. 
I wtedy drzwi otworzyły się, a mały dzwoneczek wydał z siebie piskliwy dźwięk. Justin spojrzał w tamtą stronę. W jego kierunku szedł Blaise Zabini, a na twarzy miał wymalowany lekko ironiczny uśmiech... 
-Cześć. - powiedział Blaise i wyciągnął do niego rękę. 
–Ciao, Zabini. - uśmiechnął się dość szczerze Justin czym rozluźnił atmosferę. - Napijesz się czegoś? 
Po godzinnej rozmowie chłopcy znali już się dość dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wiedzieli przynajmniej podstawowe informacje, choć nadal nie pałali do siebie zbytnią sympatią. 
-Justin, jak to jest. Jesteś Włochem, a umiesz mówić bardzo dobrze po angielsku i masz takie tutejsze imię... 
-Tłumaczyłem ci. Mój tata jest z Wielkiej Brytanii, to mam takie imię i dobrze mówię po angielsku, chociaż jak słyszę te wasze imiona to mam problem z wymówieniem, no i jakieś cięższe nazwy. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest. A mama to Włoszka, więc wyglądam jak Włoch i nim jestem. 
-A gdzie mieszkasz? 
-Do końca szkoły mieszkałem we Włoszech ale potem ojciec dostał bólu dupy, że szkołę skończyłem dwa lata temu a nadal nie pracuje. Powiedział, że coś mi tu załatwi, więc po świętach zaczynam pracę. 
-Ehem... - odrzekł inteligentnie Blaise. 
Nagle do kawiarni weszły trzy roześmiane dziewczyny. Justin już miał coś powiedzieć, lecz Blaise go uprzedził. 
-Heeej! Co wy tu robicie? 
-Przyszłyśmy na coś ciepłego bo zimno nam się zrobiło na zakupach. - odrzekła uśmiechnięta Pansy. 
-To jest Justin. - Blaise wskazał na chłopaka obok. 
-Pansy. 
-Hermiona. 
-Ginny. 
Przedstawiły się, a chłopak szarmancko ucałował dłoń każdej z nich. 
-Może usiądziecie razem z nami? - zaproponował Włoch. 
-Chętnie. 
-Co wam zamówić? - zapytał Zabini. 
-Gorącą czekoladę. - odpowiedziała Hermiona. 

*** 

-No to my widzimy się jutro Blaise. - rzekł Justin gdy wychodzili już z kawiarni. 
-Jak to jutro? 
-No na kolacji u rodziców... Jutro przecież Wigilia.* 
-Czekaj, czekaj. Ja nie mam zamiaru spędzać Wigilii z wami. Jutro cały dzień będę przebywał z moimi przyjaciółmi. 
-Jus, jeśli tylko chcesz też przyjedź do nas na Wigilię. Wasi rodzice niech spędzą razem ten czas. - zaproponowała Pansy a pozostałe dziewczyny jej zawtórowały. 
-Nie zga... - zaczął Blaise lecz brutalnie mu przerwano. 
-W sumie to nie najgorszy pomysł. - roześmiał się Justin. 
Trzy piękne panie na cały wieczór, a może nawet noc to kusząca propozycja. Były inteligentne i miały w sobie "to coś". Przy okazji zrobi na złość Blaise'owi... Nie to, że go nie lubił. Po prostu sprawiało mu frajdę patrzenie na to, jak nim rządzą dziewczyny. Sumując, dlaczego miałby się nie zgodzić? 
-W takim razie przyjedziesz jutro rano czy jeszcze dzisiaj wieczorem? Poznałbyś przy okazji resztę. - uśmiechnęła się nieśmiało Hermiona. 
"Coś czuje, że Draco go nie polubi" pomyślał Zabini i od razu się rozchmurzył. 
-Przyjadę po ciebie jeszcze dzisiaj. Przy okazji spotkam się z mamą. - szybko rzekł Zabini. 
W swojej głowie już szykował plany na to, aby przystojny Justin sam opuścił jak najszybciej dom Pansy... Biedak nie wiedział, że nic z tego nie wyjdzie. 

***

-A widziałyście jego oczy? Czarne jak noc, błyszczące jak słońce, piękne jak gwiazdy... –Pansy, przesadzasz. - mruknął Blaise. 
-Oczy to nic, on był taki inteligentny. Na pewno przeczytał mnóstwo książek! 
-Hermiona wyobraziła sobie ogromną bibliotekę, w której czyta książki wraz z Justin'em. -Ja też przeczytałem dużo książek. - wtrącił się nieśmiało Draco. 
Dziewczyny od powrotu do domu rozmawiały tylko o przyszłym "bracie" Blaise'a co bardzo denerwowało chłopaków. 
-Chyba o quidditch’u! - zironizowała Pansy. 
-A on chyba tylko o motocyklach! - odpyskował Harry, który mimo, że nigdy nie widział Justina już chyba wszystko o nim wiedział. 
-Widziałyście ten motocykl przed kawiarnią? To na pewno jego! - ucieszyła się Ginny i już marzyła o przejażdżce... O rozwianych włosach... Nagle jej przemyślenia coś przerwało. Była to nieduża, brązowa sowa. Ron, rozpoznając ją od razu otworzył okno i zaczął czytać list, który miała uczepiony do nóżki. 

Cześć, Ron! 
Jak mijają Ci pierwsze dni ferii? Ja i Fleur chcielibyśmy dziś wieczorem gdzieś wyskoczyć. Nie byliśmy nigdzie razem od... Chyba od jakiegoś roku! Mamy niestety malutki problem. Jest u nas córka siostry ciotecznej Fleur. Czy byłbyś tak miły i mógłbyś się nią dzisiaj zająć? Proszę odpowiedz jak najszybciej. 
Twój ulubiony brat, Bill. 

-Powiedz, że się zaopiekujesz dzieckiem. - powiedziała Hermiona, która siedziała obok Rona i przeczytała już list. 
-Nie ma mowy! 
-Ron! Bill i Fleur chcą spędzić we dwoje trochę czasu! To jest jedyna okazja, bo normalnie obydwoje pracują! - pouczyła tonem znawcy szatynka. 
-Nie i koniec. Mogli nie brać tego dziecka do siebie. 
-Hermiona ma rację. Powinieneś pomóc bratu. - stwierdził Draco a wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę. Malfoy chce komuś pomóc? Świat oszalał. 
-Nie. 
-Ron, a tobie nadal chodzi o pogrzeb? - westchnął Harry z zrezygnowaniem. 
- Fleur była w ciężkim stanie w szpitalu. Bill nie mógł jej tak zostawić, to jego żona! 
-A Lupin i Tonks byli jak prawdziwa rodzina! Fleur to oczywiste, była wtedy chyba nieprzytomna, ale Bill? 
-Ron, myślałam, że już ci przeszło. To tak, jakbyśmy byli małżeństwem i ty byś był w stanie krytycznym a ja bym cię opuściła! - oburzyła się Miona. 
Draco poruszył się na fotelu i zacisnął pięści. Tyle o nią zabiega, stara się jak może a ona mówi o swoim małżeństwie i Weasley’a. Jest w ogóle sens w tym co robi? 
-Zrozumiałbym! W końcu poszłabyś na pogrzeb! 
Granger pokręciła głową z dezaprobatą. 
-Jeżeli ty nie zajmiesz się tym dzieckiem, to ja to zrobię! Każda para powinna mieć trochę czasu wyłącznie dla siebie. 
-A proszę bardzo, opiekuj się nim ile chcesz. Ale jak dla mnie, jesteś dla wszystkich zbyt dobroduszna. I może moja wrażliwość mieści się w łyżeczce od herbaty, ale takich rzeczy się nie przebacza. 
Harry próbował nie wybuchnąć śmiechem, wspominając moment gdy jego przyjaciółka wygarnęła Ron'owi. 
-Jesteś taki pamiętliwy! A żebyś wiedział, że zajmę się tą małą i słodką dziewczynką! A Draco mi pomoże! 
-C-co? Ale Granger, dlaczego ja? 
-Przecież to ty powiedziałeś, że Ron powinien pomoc bratu. 
-No właśnie Ron, a nie my. 
-Czyli mi nie pomożesz? - wbiła w niego swoje czekoladowa, zawiedzione oczy. 
-Dobrze, możemy się razem nią zająć, jeśli chcesz.


*Wiem, że zapewne tam nie obchodzą Wigilii, przecież oni nawet nie są chrześcijaninami jak podejżewam. No, ale Malfoyowie, czy Zabini, albo Parkinsonowie to takie arystokracztyczne rody więc chyba można zrobić wyjątek, a Hermiona pochodzi z mugolskiej rodziny i nie wiemy jaka tam była wiara. Także tutaj będzie tradycyjna wigilia ;)

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 20

Cześć i czołem. Witam Was wszytskich i przedstawiam rozdział 20. Jest on wyjątkowy, ponieważ dotarliśmy do mniej więcej połowy opowiadania :) Z tej okazji postanowiłam się rozpisać mimo iż zawsze to robię ;D
Mam dziś po części zły dzień, gdyż dzisiaj w Krakowie koncert Dawida Kawiatkowskiego, czyli do tej pory najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Chciałam jechać z Anitką, niestety nie było jak :(
Pozdrawiam Wszytskich, którzy mieli dzisiaj okazję być na koncercie Kwiata ;))
Przy okazji przepraszam, że nie było tak długo tej dwudziestki...
Idę na konkurs, a do tego nowy rok szkolny i takie tam ;pp
Ten rozdział chciałabym zadedykować Ew dzięki której poznałam formę literacką, którą jest Drabble i nawet sama napisałam jedno :)
W drugiej kolejności chciałam zwrócić uwagę na autorki, które niedawno zaczęły pisać/publikować swoje wspaniałe historie!
Zaczarowało mnie w szczególności kilka blogów, mianowicie:
"Wciąż Cię kocham"
"Nice Suprise"
Dramione Lily Potter - wybacz, nie wiedziałam jaka jest nazwa.
Tak więc popisałam sobie troszkę ;D
No i oczywiście najważniejsze - rozdział betowała wspaniała Kropka, która zawsze bardzo szybko wywiązuje się z swojego obowiązku - takiej Bety ze świecą szukać :)
Miłego czytania!
Odiumortis.

*******

Rozdział 20 


Draco, siedząc w pociągu miał wrażenie, że pęknie mu głowa. Zawsze rano, po imprezie podkradali z schowka Snape'a eliksiry na kaca. Nie tym razem. Jakimś cudem ich tam nie było. Były dwa wyjaśnienia: albo Severus bardzo się nachlał i sam wypił wszystkie eliksiry, bądź chciał zrobić na złość uczniom i je po prostu wziął jeszcze podczas balu. Ale kto wie, jaka jest prawda? Przecież nikt się Nietoperza nie zapyta. Równałoby się to z szlabanem do końca roku i jeszcze dłużej... 
Hermionie za to nic nie dolegało. Wręcz przeciwnie... Głowę ułożyła na kolanach Ginny, zaraz po wejściu do pociągu i teraz smacznie spała. Sen miała piękny. Byli tam jej rodzice i ona. Siedzieli w jej rodzinnym domu i jedli kolację. Teraz dostrzegła też Ginny, która uśmiechała się delikatnie w jej stronę. Był też Blaise i rozbawiał swoimi żartami mamę Hermiony. Ron i Harry tłumaczyli jej tacie zasady Qudditch’a. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swojej. Odwróciła głowę ale nie mogła nic dostrzec, chociaż ta osoba siedziała obok. W jednej chwili wszystko zaczęło się zamazywać i po chwili usłyszała głos Ginny, tej prawdziwej. 
-Miona, ogarnij włosy chociaż, bo już wysiadamy. - rzekła spokojnie Ruda. 
Hermiona stwierdziła, że od niedawna jest jakaś inna. Nie uśmiecha się, przynajmniej tak szczerze. Jest nadwyraz spokojna i dużo więcej czasu niż kiedykolwiek poświęca na spacery, oglądanie gwiazd ciemną nocą, leżenie i rozmyślanie. Inni też to zauważyli. Pansy - najbardziej bezpośrednia i nadwyraz szczera osoba stwierdziła "Gin zachowuje się jakby miała kija wbitego w swoje cztery litery." To akurat było prawdą. Zachowywała się jakby nie chciała popełnić żadnej gafy. Mówiła sztywno i długo rozmyślała nad doborem słów. Ron natomiast oznajmił, że takim zachowaniem przypomina mu Percy'ego. 
-Okej. A czy twoi rodzice jeszcze są w domu czy już wyjechali? 
-Są. - odrzekła spokojnie. 
Nagle do ich przedziału wbiegli zdyszani chłopcy. 
-Pierwszy! - krzyknął Harry. 
-Chyba kpisz. Ja pierwszy przeszedłem przez drzwi! - zawołał Blaise. 
-Że co? Ja pierwszy się ich dotknąłem! - oburzył się Ron. 
-Nie, nie, nie. To ja pierwszy się dotknąłem drzwi! - dołączył Draco. 
-Było o wejście do przedziału, a nie kto pierwszy przy drzwiach! 
-Ja wyraźnie słyszałem, że wygrywa ten kto pierwszy przy drzwiach, Zabini. 
-Nie! trzeba było wejść! - zaczął kłócić się Harry. 
-Cisza! - warknęła Hermiona. Wszyscy na nią spojrzeli. - Nie jesteście dziećmi! A co jakbyście potrącili kogoś podczas biegu?! Tym pociągiem jadą też pierwszoroczni! Zachowujecie się jak idioci! 
-Oj Mionka, nie denerwuj się tak. - zaczął cicho Ron. 
-Złość piękności szkodzi. - zawtórował mu Blaise. 
-Miona, przecież nic się nie stało. 
-Idioci. - mruknęła w odpowiedzi. 
-Dobra, dobra. Koniec tego. Idziemy, bo Pansy już czeka razem z swoim ojcem. - rzekł Draco.
-Eee... A co ja mam powiedzieć? Jak się zachować? - zapytał lekko zdenerwowany Harry. To jego pierwsze spotkanie z biologicznym tatą, odkąd dowiedzieli się, że są spokrewnieni. 
-Zachowuj się naturalnie. Stell to fajny facet. - oznajmił Czarnoskóry, gdy wyszli już z pociągu. -Blaise, cieszę się, że masz o mnie takie dobre zdanie. Czym zasłużyłem? -usłyszeli rozbawiony, męski głos tuż za plecami. 
–Dzień dobry panie Parkinson. - powiedział pospiesznie Draco, po czym lekko zawstydzony Blaise, również się przywitał. 
-Tato, przedstawię ci wszystkich moich przyjaciół. To są Hermiona, Ginny i Ron. Harry'ego to pewnie znasz. - Pansy uśmiechała się szeroko. Miała bardzo dobre kontakty z tatą i w ogóle z całą rodziną. Z wyjątkiem jej rodzicielki, która gdzieś uciekła przed wojną. Zostawiła tylko kartkę z czterema słowami. "Przepraszam. Kocham Was. Pattie." Tyle. Kilka marnych słów. Ale Pansy uważała, że jej matka zrobiła tak z jakiegoś powodu. Gdy Stell Parkinson przywitał się już ze wszystkimi, podszedł do Harry'ego. 
-Mam nadzieję, że przyjdziesz wraz z Pansy dzisiaj na kolacje. Chciałbym porozmawiać. 
-Tak, dziękuje za zaproszenie. 
-Harry, czy możemy darować sobie ten oficjalny ton? Mimo wszystko jesteś moim synem. - mężczyzna uśmiechnął się szczerze, na co Harry trochę się rozluźnił. 

*** 

-No to jesteśmy. - Pansy rzuciła się na kanapę w salonie. Hermiona zaczęła ilustrować wzrokiem całe pomieszczenie. Przytulne, bogate, ciepłe. To trzy określenia, które pierwsze wpadły jej do głowy. 
-Chodź. Oprowadzę cię. - powiedział Draco i złapał ją za rękę, przez co przeszła ją fala ciepła. Weszli na górę i Draco zaczął otwierać każde z drzwi. -To jest sypialnia Pansy. Zawsze w niej śpi, więc tym razem pewnie też tak będzie. Ma tu w szafie część swoich ubrań. Z resztą ona wszędzie ma ubrania. W domu Astorii... Nawet w domu Diabła... Nawet u mnie w domu... Boże, ile ona musi mieć ubrań. 
Hermiona roześmiała się cicho na to stwierdzenie. Panna Parkinson miała faktycznie mnóstwo ubrań, kosmetyków i biżuterii. Weszli do kolejnego pomieszczenia. 
-To jest sypialnia w której zawsze nocuje Diabeł gdy tu jesteśmy. Tylko nie otwieraj nigdy żadnej z szafek. Blaise może tu trzymać różne akcesoria z sklepu Freda i Georga. Wiesz, jakieś wybuchowe rzeczy czy coś. - ostrzegł Draco, choć bardziej bał się, żeby nie natrafiła na jakieś pisemka dla mężczyzn... 
-Okej, zapamiętam. - dziewczyna uśmiechnęła się szczerze i otworzyła kolejne drzwi. 
-A to jest sypialnia zarezerwowana dla Rudej. Diabeł chciał mieć ją koło siebie. - Draco zamknął drzwi i otworzył kolejne. -Tutaj jest mój skromny pokoik. - rzekł blondyn. Pokój w rzeczywistości był bardzo duży i podobny do pokoju Blaise'a. Hermiona była zdziwiona, że w domu Pansy każdy z jej przyjaciół ma swój osobny kąt. Postanowiła o to zapytać. 
-Ten dom Pansy dostała chyba na siedemnaste albo szesnaste urodziny i my w czwórkę go razem urządzaliśmy, no to zrobiliśmy sobie pokoje. - uśmiechnął się delikatnie. 
-W czwórkę? 
-Ja, Blaise, Pansy i Astoria. Wbrew pozorom Greengrass nie jest taka zła. Oczywiście pod warunkiem, że w pobliżu nie ma jej siostry.
-Ehemm... Chyba nie przepadasz za Dafne, co? 
-Nie. Ona za mną też. 
-Dlaczego? - zapytała zaciekawiona Hermiona. 
-Wiesz, że będąc pijanym mówi się trochę za dużo? A więc ja byłem pijany, a brzydka Dafne miała bzika na punkcie swej urody... 

WSPOMNIENIE 

-Gdzie jest Astoria? - zapytał Draco, wchodząc niepewnym krokiem do dormitorium dziewcząt. 
-Tu jej nie ma. Ale jestem ja... - Dafne uśmiechnęła się zalotnie do blondyna. 
-N-no to gdzie jest? - Po Ślizgonie było widać, że spożył dużą ilość alkoholu. 
-Draco! Ty jesteś pijany! - oburzyła się panna Greengrass. Nienawidziła pijanych mężczyzn. 
-A ty jesteś brzydka. - oznajmił spokojnie. Dziewczyna popatrzyła na niego z pogardą. 
-Jesteś pijany, nie będę z tobą rozmawiać. 
-A ty jesteś brzydka i głupia. Tylko wiesz co? Jak ja jutro rano się obudzę, to będę już trzeźwy a ty nadal będziesz miała krzywą mordę . - uśmiechnął się do niej bezczelnie i wyszedł. 

KONIEC WSPOMNIENIA 

-No i od tego momentu nie lubi mnie. - chłopak oblizał usta i wzruszył ramionami. 
-Mimo, że powiedziałeś jej prawdę to zrobiłeś to w bardzo niekulturalny sposób. - pouczyła go. -Ktoś musiał ją uświadomić i padło na mnie. A to, że wtedy byłem pijany to już nie moja wina. 
-Ja też nie lubię, jak chłopak jest pod wpływem alkoholu. 
-Cóż, to był wyjątek. - Draco lekko się zmieszał. 
-Okej... A pokażesz mi mój pokój? 
-Oczywiście. - mrugnął do niej i otworzył kolejne drzwi, te znajdujące się dwa kroki od jego sypialni.

***

-AAAAAA! - wrzasnęła Pansy wchodząc do domu i rzucając torebką na dywan. Zaraz za nią wszedł Harry, który nieudolnie próbował powstrzymać uśmiech. Dziewczyna wzięła poduszkę i uderzyła nią szatyna. 
- Nienawidzę go! - krzyczała - Jesteś kompletnym idiotą, Potter! Po co ja się zgodziłam, żebyś szedł na jakąś kolacje?! Do cholery jasnej! Godzinna kolacja a moje życie już legło w gruzach!!! 
-Pansy siostrzyczko, ja też cię kocham. - odpowiedział roześmiany Harry. 
-Co się stało? - zapytał nieśmiało Ron. 
-On odbiera mi ojca, Megan mi odbiera ojca! On odbiera mi jeden dom, ta idiotka też mi odbiera jeden dom! Pieprzcie się wszyscy razem, do cholery! - wykrzyczała dziewczyna, po czym podeszła do szafki obok kominka i wyciągnęła paczkę papierosów. 
-Pan, nie pal. To nie zdrowe! - pouczyła ją Hermiona. 
-Jestem zdenerwowana. Muszę. - panna Parkinson zaciągnęła się mocno po to, by chwilę później wypuścić z ust idealne koło z dymu. 
-Potter, może ty wyjaśnisz co się stało? - zaproponował Draco. 
-A więc pojechaliśmy do rodzinnego domu Pansy, no albo pałacu. Nazwij to jak chcesz. No i tam Stell przedstawił nam Megan, jego nową kobietę. Ustaliliśmy też, że skoro jestem jego synem to należy mi się coś, dlatego oddał mi jeden z swoich domów, który miała chyba otrzymać Pansy. A ta Megan, to ona przez jakiś czas będzie pracowała gdzieś za granicą, dlatego zamieszka też w jednym z apartamentów Stella. Teraz Pan jest o to wściekła i... 
-Czy ty naprawdę myślisz, że tu chodzi tylko o te domy?! Okej w pewnym sensie ale to tylko dobra materialne! - dziewczyna miała już łzy w oczach. - Miałam sobie tatę i mamę. Miałam z nimi świetne kontakty. Nawet nie takie jak z rodzicami tylko przyjaciółmi i nagle z dnia na dzień moja matka gdzieś uciekła. - pierwsza łza spłynęła po jej policzku. - Został mi tata. Był dla mnie jeszcze bliższy, niż wcześniej. Poświęcał mi cały swój wolny czas. A potem dowiedział się, że ma syna i znalazł dziewczynę. Widzisz… to nie byłoby takie złe, też się cieszę, że mam brata albo, że on nareszcie ma kobietę ale do cholery jasnej ja już nie istnieje. Czy słyszałeś żeby przez cały wieczór choć raz zapytał co u mnie? Jakie mam oceny, albo co w szkole?! Czuje się, jak stara zabawka, która przestała być modna! Jakbym była na tej kolacji, bo tak wypada a nie dlatego, że on tego chciał! - Pansy zalała się łzami i wybiegła na górę do swojego pokoju. 
Harry zaklął siarczyście, po czym poszedł za siostrą. 
–Ojojoj, no to się porobiło... - westchnął Blaise. - Ale ja tam ją rozumiem. Też musze dzielić matkę z jej facetami ale za to rodzeństwa nie mam. 
-Gdy się urodziła Julia czułem się podobnie... No, ale ja miałem jeszcze dziadka, który twierdził, że drugie dziecko wcale nie jest potrzebne i, że to ja jestem ważniejszy niż Julka. No to jak byłem zazdrosny, to jechałem do niego a on mnie pocieszał i mówił, że kobiety są mało ważne. To się już dobrze czułem. Ale potem mi przeszło. - Draco uśmiechnął się szczerze. 
-No wiesz Malfoy?! Kobiety są mało ważne? Jak ci mógł dziadek takich rzeczy naopowiadać?! - żachnęła się Gin. 
-Oj Ruda... Ja wtedy miałem może z osiem lat i byłem strasznie rozpieszczony. Ty nie masz młodszego rodzeństwa. 
-Ale mam sześciu starszych braci. 
-No właśnie... Jak się urodziłaś, to byłaś oczkiem w głowie rodziców. - stwierdził Ron. 
-A my z Hermioną nigdy nie mieliśmy problemu z rodzeństwem. - zaśmiał się Blaise i przybił piątkę szatynce. 
-To pewnie nudy w dzieciństwie? - zapytał młody Weasley. 
-Wręcz przeciwnie... - zaczął Zabini. 
-Rodzice zabiegali jeszcze bardziej o nasze względy i ciągle z nami siedzieli żeby nie było nam nudno. - dokończyła Hermiona. 
I tak potoczyła się długa rozmowa o tym, czy lepiej mieć rodzeństwo, czy być jedynakiem...