środa, 31 lipca 2013

Rozdział 16

Witam wszystkich Czytaleników!
Muszę Wam przyznać, że miałam problemy z napisaniem tego rozdziału. Na początku, gdy miałam już połowę - usunęło mi się, myślałam, że coś mi się stanie...
Do tego nie miałam weny. Zawsze gdy jest przy mnie druga blogerka wena wraca. I Karolinka była przez chwilę, ale potem się zmyła i nie mogłam nic napisać.
Błędów w tym rozdziale podejrzewam, że bardzo, bardzo dużo. Nie sprawdzałam go nawet sama, tylko idę na żywioł, jaki napisałam taki dodaje. Więc z góry przepraszam za te błędy.
W razie pytań zapraszam na ASK.
Oprócz tego po prawej stronie znajduje się ankieta - zachęcam do wzięcia udziału.
Muszę Was też pochwalić!
Coraz więcej komentarzy i wyświetleń na tym blogu - nie zawiedźcie mnie i tym razem :D
Niestety tylko na tym :/ Na ZEMŚCIE wręcz przeciwnie. Wyświetleń dalej tyle samo, może nawet więcej, natomiast komentarzy z każdym rozdziałem mniej. Z takim wynikiem po siódmym rozdziale nie skomentuje ani jedna osoba :( Będę chyba Was brała na szantaż xDD
Przy okazji, gdyby ktoś nie wiedział - Severus Snape żyje i ma się bardzo dobrze :)
To chyba tyle. Życzę miłego czytania <3




Rozdział 16



Kolejny dzień zapowiadał się brzydko. Niebo było pełne ciemnych chmur, przez które nie widać było promieni słonecznych. Na drzworze chłodny wiatr kołysał gałęziami drzew. Jedynym plusem tej pogody było to, że spadł tak długo oczekiwany, pierwszy śnieg. 
Pewien blondyn właśnie został brutalnie obudzyony przez sowę, pukającą do okna jego prywatnego dormitorium. Dom węża ma swoje dormitoria i pokój wspólny w lochach. Draco jako, że był Prefektem miał osobne dormitorium zaraz nad lochami, dlatego znajdowały się w nim okna. 
Niechętnie otworzył swoje szaro-niebieskie oczy i wpuścił małą, ale puchatą sówke, która po oddaniu listu zaraz odleciała. 

Szanowny Panie Malfoy,

    Przymoninam, że niedługo odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy, na którym zatańczy Pan wraz z Panną Granger taniec wstępny. Dziś o 18 chcę Was widzieć u mnie w gabinecie. Zaprezentujecie swój mam nadzieję dopracowany już układ. 
  
                                                                                                           Z wyrazami szacunku, M.McGonnagal.


Chłopak skrzywił się po przeczytaniu małej karteczki. Całkowicie zapomnieli o tańcu. Dodatkowo obiecał Julii, że spędzi z nią cały dzień. Musi jej wytłumaczyć, że nie będzie razem z nią i rodzicami na święta. Nie chce jej nastawiać przeciwko rodzicom, nie ma do tego prawa, ale w końcu musi uchylić chociaż rąbek prawdy o tym, że się z nimi nie dogaduje.
W tym samym czasie Hermiona przeczytała swój list o prawie takiej samej treści. Nie chciała nikogo zawieść, ale miała dość problemów osobistych. Głównie chodziło o naukę i przyjaciół. Ostatnio dużo rozmyślała. Zastanawiała się kim jest dla niej Draco. Wiedziała, że Pansy i Diabeł to przyjaciele. A Draco? Na pewno częściej się z nim kłóciła, często sobie dogryzali, ale widziała też, że spędza z nim więcej czasu i jest do niego bardziej przywiązana. 
Po drodze do Wielkiej Sali spotkała swoich wszystkich przyjaciół.
-O jesteś Miona. - uśmiechnęła się Pansy. - Rozmawiamy o tym jak spędzamy święta.
-SpędzaMY? - zaakcentowała ostatnią sylabe.
-Och wiem Granger, że wolałabyś spędzić te dwa tygodnie tylko ze mną samym, no ale cóż... Nie wygonimy ich z domu. Mam nadzieję, że znasz zaklęcie wyciszające. - mrugnął do niej znacząco. Cała piątka wychuchła śmiechem, a Harmiona strzeliła buraka.
-W czerwonym ci do twarzy. - kontynuował Smok.
-Czerwony to zboczony. - wyrwał się Blaise.
-Wiedziałem, że zrozumiesz o co mi chodzi Miona. - uśmiechął się szelmowsko blondyn.
-Draco! - oburzyła się brunetka.
-Na krzyczenie mojego imienia jeszcze przyjdzie pora... Wieczorem. - cała grupka parsknęła śmiechem, aż wszyscy przechodzący po korytarzu zaczęli się na nich oglądać.
-Więc jak mówiłam wcześniej Gin z Ronem nie wracają do domu bo ich rodzice jadą do Charliego. Ja i Harry jedziemy do taty na jeden dzień bo on potem wyjeżdża do dziadków do Francji. Draco jest przez jeden dzień świąt z Julką, Blaise wcale nie jedzie do domu. Więc spędzamy święta wszyscy razem. Chyba, że masz już jakieś plany. - oznajmiła Pansy.
-Jedna mała zmianka. Jadę do dziadków na jeden dzień, a później jeszcze mam spotkanie. - poinformował Blaise.
-Spotkanie? Co ty minister magii jesteś? Gadaj o co chodzi. - zaineteresował się drugi Ślizgon.
-Mój kochany ojczym - zaczął z sarkazmem. - ma syna. On też wcale nie chce by moja mamusia i jego tatuś się żenili. Postanowiliśmy się poznać i pogadać o naszych starych. 
-Powinieneś zaakceptować wybór twojej mamy i nowego ojczyma. - stwierdziła Gin.
-To nie jest takie łatwe jak się wydaje, kicia. Widzisz w swoim domu jakiegoś obcego faceta, nagle się okazuje, że on się żeni z twoją matką i że zaraz on będzie u ciebie mieszkać. Marnujesz swój cenny czas na poznanie go, później cały dzień na wesele. Wracasz do domu na kolejne wakacje historia sie powtarza tyle, że z innym facetem w roli głównej. 
-Masz do tego zbyt pesymistyczne podejście. - oburzył się trochę Harry, choć nie dał tego po sobie poznać. 
-Serio? Czuje jakbym nie miał już nawet matki. Oni mi ją kradną.
-Nie jest niczyją własnością.
-No właśnie! A ci faceci się zachowują jakby była ich! 
-Dobra, koniec tematu! - zażądziła panna Parkinson. - gdzie spędzamy te święta? Osobiście jestem za posiadłością Malfoya nad morzem albo apartamentem Zabini'ego w górach. - uśmiechnęła się słodko do chłopców.
-Mój dom odpada. Ojciec proponował mi to, ale zrobiłem mu kazanie o tym, że zawsze mnie próbuje przekupić. Straciłbym w jego i swoich oczach. Przegrałbym tą bitwę. 
-A ty Blaise?
-Musiałbym wtedy jechać po klucze do matki. 
-Alohomora? 
-Nie ma szans. Zaklęcia ochronne. Trzeba mieć te klucze. - posmutniał trochę.
-A myślałam, że się jakoś wymigam od tego. Jedziemy do mnie. - uśmiechnęła się szeroko Ślizgonka.
-Do tego w Lodynie? - zrobili sobie nadzieje pozostali Ślizgoni.
-No chyba nie. Jak mi macie dom rozwalić jak w ostatniego Sylwestra - tu posłała im karcące spojrzenie. - to tylko w...
-Powiedz, że Austrii...
-No raczej, nie inaczej. 
-Czyli wszystko ustalone. - uciszeszył się Wybraniec. - Więc teraz mogę iść spokojnie zjeść śniadanie. 
Gdy wszyscy zaczęli iść w stronę Wielkiej Sali Miona rzekła:
-Malfoy czekaj, musimy coś ustalić. 
-Przecież mówiłem ci, że nie wywalimy ich z domu, skarbie. - jego usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu.
-Skończ już z tym. Dostałeś dzisiaj list od Profesor McGonnagal? - zapytała lekko zażenowana.
-Tak, mam nadzieję, że umiesz ten układ na pamięć.
-Jakim cudem mam go umieć skoro go nie ćwiczyliśmy?
-No wiesz... Razem nie ćwiczyliśmy, ale osobno kto wie.
-Nie denerwuj mnie. Dziś zaraz po lekcjach spotkamy się i jakoś się nauczymy. 
-Nie mogę dziś po lekcjach. Muszę spotakć się z Julią. - poinformował spokojnie.
-Draco, spotkasz się z nią jutro. Musimy jakoś wyglądać przed McGonnagal. - miała ochotę zacząć krzyczeć. Jej reputacja nie może od tak ulec zniszczeniu zwłaszcza w oczach zastępcy dyrektora i jednocześnie opiekunki jej domu. 
-Moje spotkanie z siostrą jest wżniejsze niż to, że ty nie umiesz czegoś idealnie. - burknął. 
Teraz to przesadził. Nieświadomie trafił w jej czuły punkt. Była perfekcjonistką, zawsze wykonuje wszystko idealnie.
-Malfoy do cholery! Jesteś okropnym, zarozumiałym, wrednym Śligonem! Dbasz tylko o swoje sprawy prywatne! Nie interesuje cie w ogóle ni... - nie zdążyła dokończyć. Z jego strony to był impuls. Musiał to zrobić. Pocałował ją. Tak on to zrobił. Draco Malfoy pocałował Hermionę Granger. Krótko, można było powiedzieć, że tylko musnął jej usta swoimi, ale jednak. Stała oniemiała, nie wiedziała co zrobić. Chyba powoli zdawała sobie sprawe z tego jaka jest odpowiedzieć na pytanie kim jest dla niej ten wredny Ślizgon. Popatrzyla mu nie pewnie w oczy. Były szczęśliwe, tryskały radością.
-Wyluzuj trochę mała. - rzucił jeszcze w jej stronę i przeszedł przez ogromne drzwi WS.

***

-Miona jedz szybko bo śniadanie zaraz się skończy. - powiedział Ron.
-Co? A tak zaraz sie skończy. - była roztrzęsiona, ręce jej nadal drżały a po ciele przechodziły fale gorąca. Jeżeli on ma ją uciszać takimi sposobami to ona częściej będzie krzyczeć. Harry widząc nieprzytomny wzrok przyjciółki zapytał
-Hermi, wszystko w porządku? - jego ton był troskliwy. Przeciętny obserwator mógłby stwierdzić, że patrzy na nią z taką troską z jaką patrzy chłopak na swoją dziewczynę. Jednak między nimi panowała cudowna przyjźń. Jeżeli miałaby opisywać swoich znajomych to Harry był starszym, lekko nadopiekuńczym bratem. Pansy również straszną, doświadczoną bardziej w sprawach miłosnych siostrą. Ginny młodsza, którą z kolei ona się opiekuje. Diabeł i Ron to dwóch, nieogarniętych barciszków z ogromnym poczuciem humoru i diabelskim apetytem, po których w ogóle nie widać, że lubą jeść. A Draco? Draco nie należał do rodziny. Przecież z bratem by się nie pocałowała. On był kimś kto może jeszcze powiększyć tą rodzinę...
-Halo? Hermiono Jean Granger? Jesteś? - machała jej ręką przed oczami Gin.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - mruknęła. 
-A o czym ty tak ciągle myślisz? - zapytała Ruda.
-Chyba o kim. - usłyszeli głos Diabła tuż za plecami brunetki.
-No Granger, pochwal się o kim tak myślisz. - na usta Draco wpłynął ironiczny uśmiech. 
-O McGonnagal, która będzie zła o to, że nie umiemy jeszcze tańczyć. - odrzekła dość surowo.
-Chcesz znowu na mnie o to nakrzyczeć? - spytał, po czym nachylił się nad nią i wyszeptał do uch, tak aby tylko ona to usłyszała. - Bo ja chętnie drugi raz zatkam ci usta. 
Policzki Hermiony nabrały krwistoczerwonego koloru. Blondyn na ten widok zaśmiał sie i wyszedł z Wielkiej Sali wraz z swoim przyjacielem. 

***

-Witam Panno Granger. A gdzie jest Pan Malfoy? - przywitała się i zapytał Pani Profesor.
-Malfoy to znaczy Draco ze mną nie przyszedł. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Sama się zastanwiała gdzie podział się chłopak.
-Chwile na niego poczekamy. Mam nadzieje, że zaraz tu będzie. - i tak McGonnagal wraz z uczennicą należącą do domu, którego była opiekunką czekały na Ślizgona. Minęło pięć minut... dziesięć minut... Piętnaście...
-Panno Graneger, nie mam więcej czasu. Widocznie Pan Malfoy zapomniał o tym spotkaniu. Proszę już iść. Próby przede mną już raczej nie zrobimy, chyba, że przed samym Balem. Dowidzenia. 
Młodsza dziewczyna grzecznie się pożegnała i wyszła. Po zamknięciu drzwi odetchnęła z ulgą. Co prawda Malfoy zawiódł, ale przynajmniej nie musieli tańczyć tu i teraz. 
Nagle poczuła jak ktoś ją wciąga do komórki na miotły. Przestraszyła się, lecz gdy zobaczyła kto to, uspokoiła się.
-Malfoy! Co ty do cholery wyprawiasz?! - warknęła. To pomieszczenie było małe i niezbyt przyjemne.
-Cicho, uspokój się. 
-Dlaczego cie nie było na spotkaniu? 
-Po pierwsze moje pogaduszki z Julią przeciągneły się, a po drugie to chyba dla nas lepiej. Snape mnie usprawiedliwi, obiecał mi. Przynajmniej nie musieliśmy tańczyć. - odpowiedział, aż za spokojnie. 
-Po co mnie tu w ogóle wciągnąłeś? Nie ma tu nawet jak się poruszyć. - ona jednak wyraźnie była poirytowana.
-Bo chciałem ci to powiedzieć. 
-Nie prościej było na korytarzu? 
-Nie. - rzucił niedbale.
-Świetnie, a teraz mnie wypuść. - zażądziła. Chłopak niechętnie pociągnął za klamkę, lecz ta się nie otworzyła. Wręcz przeciwnie, ona nawet nie drgnęła.
-Co do cholery? - teraz zaczął szarpać, małą klamkę. Nic. 
-Nie wygłupiaj się tylko to otwórz! 
-Nie da się! Sama zobacz. - Hermiona wyciągnęła rękę i połóżyła ją na klamce. Ta nawet się nie poruszyła. Zaczęła bić rękami w całe drzwi. Nic nie przynosiło efektu.
-Granger otwórz za pomocą różdżki bo ja swojej nie wziąłem. - mruknął. Jemu jednak podobała się ta sytuacja.
-Co zrobiłeś?! Nie wziąłeś? - teraz stał zdezorientowany. 
-No, nie brałem jej. 
-Ja też nie mam. - oparła się o ścianę. Straciła ostatnią nadzieje na wydostanie się stąd. - Jestem śpiąca. - dodała po chwili. 
Obydwoje z trudem usiedli, było tam tak mało miejsca. 
-Oprzyj się o mnie i zaśnij. - wyszeptał.
-A ty? 
-Co ja?
-No co będziesz robił?
-Patrzył w ścianę. - "będę oglądał twoją delikatną twarz podczas snu i wsłuchiwał się w każdy twój oddech" pomyślał.
-Też zaśnij. - zaproponowała. - Nie wiadomo kiedy nas stąd wyciągną.
-Granger, tylko, że jest taki problem. Żeby zasnąć musi być spełniony jeden z trzech warunków.
-Jakich warunków?
-Albo musi być bardzo późno, teraz nie ma nawet siódmej, albo muszę się napić Ognistej, a nie mam przy sobie...
-A trzeci warunek?
-Tego ci nie powiem bo będziesz się śmiała.
-Obiecuje, że nie będę. - zadeklamowała.
-Musi mi ktoś zaśpiewać kołysankę, lub opowiedzieć bajkę. - wymamrotał. - Mam tak od wczesnego dzieciństwa. - dodał lekko zawstydzony. 
-Więc ja opowiem ci bajkę. - rzekła po chwili zastanowienia.
-Ty tak na poważnie? 
-Jak najbardziej. O czym chcesz bajkę?
-O Smoku ziejącym ogniem i o dzielnej lwicy. - uśmiechnęła się pod nosem na te słowa, dobrze wiedziała o co mu chodzi.
-Dawno, dawno temu, za górami, za lasami w jednej z ogromnych jaskiń mieszkał straszny smok... - i tak zaczęła opowiadać bajkę. Gdy już dochodziła do końca Draco jej przerwał.
-Mogę zakończyć?
-Dobrze.
-I żyli długo i szczęśliwie. - po tym zakończeniu obydwoje się uśmiechnęli by po chwili zatonąć w krainę snów.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 15


Rozdział 15

-Wiktor? - zaptała oniemiała trzymając różdżkę nad leżącym chłopakiem. - Jak mogłeś?!
-Miona... Czekaj ja ci to wytłumaczę. Wszystko. Ja tego nie chciałem on mnie zmusił. Ma coś na mnie co może wykorzystać. Miona, przepraszam. - mówił. Dziewczynie oczy zaszły mgłą. 
Nagle do pomieszczenia wpadli Draco, Blaise, Harry, Ron i Ginny. Ostatnia trójka patrzyła na Wiktora jak na zdrajcę, natomiast pierwszych dwóch chłopaków od razu podeszło do zdrętwiałego mężczyzny. 
-Thomas Seyfried... Ja wiedziałem, że ty jesteś podstępny, ale żeby uciec z Azkabanu? Naprawdę mnie zadziwiasz. - zaśmiał się ironicznie blondyn, po czym rzucił przeciwzaklęcie na drętwontę. Gdy Tom odzyskał panowanie nad ciałem usiadł pod ścianą i chciał coś powiedzieć, lecz przerwał mu Harry.
-Idę po McGonnagal. 
-O kogo my tu mamy... Harry Potter, dziecko słońca, Wybraniec. - zakpił mężczyzna, mniej więcej dwa lub trzy lata starszy od reszty. 
-Kto to jest? - zapytała zdezorientowana Hermiona.
-Pozwól, że sam się przedstawię. Thomas Seyfried. - wyciągnął do niej rękę lecz ona jej nie przyjęła. - A ty to Hermiona Granger, piękna przyjaciółka Pottera. Jak po spotkaniu z Bellatriks? Byłem tam wtedy. Rączka się zagoiła? - spytał z udawaną troską. Dziewczyna się mimowolnie wzdrygnęła. 
-Dlaczego to robiłeś? - zapytał jakby łagodnie Blaise, ale w środku wszystko się w nim gotowało. 
-Zawsze ten smarkacz Malfoy i jego ojciec dostawali to czego chcieli. Draco był Śmierciożercą w kręgu wewnętrznym za nim jeszcze skończył szkołę. - młody Ślizgon skrzywił się na te słowa. - To wszystko dzięki tatusiowi, a potem jeszcze nawet nie poszedł do więzienia. Tak samo jak pewnie ty Zabini. Ja nigdy tak nie mogłem. A gdy już byłem blisko dostania się do kręgu wewnętrznego i posiadania wszystkiego o czym pragnąłem zjawił się Potter ze swoją zgrają i zabił Czarnego Pana. Trafiłem do Azkabanu lecz  i co udało mi się z niego wydostać. Wiecie czemu? Bo musiałem was ukarać, a pomógł mi w tym nie kto inny jak Krum. - wzrok wszystkich padł na ścianę pod którą jeszcze przed chwilą leżał Wiktor. Teraz go nie było. Jak to możliwe skoro przed chwilą tam był? No tak, nikt nie pomyślał aby uniemożliwić mu ucieczkę, albo przynajmniej wziąć różdżkę. A do tego drzwi były uchylone.
-Ale z nas idioci. - mruknął Ron. - Chyba nie ma sensu już biegać za nim skoro miał różdżkę. 
Wszyscy byli oburzeni, ale nie tym, że uciekł lecz własną głupotą. 
-No i co się patrzysz Zabini? Taki niby z ciebie dobry śmierciożerca był, a Wiktora nawet nie umiałeś przypilnować. - prychnął.
-NIGDY. NIE. BYŁEM. ŚMIERCIOŻERCĄ. - warknął przez zaciśnięte zęby po czym podniósł rękaw swojej koszuli - Widzisz gdzieś tu znak, śmieciu? Nie. Nigdy nim nie byłem i nie chciałem być. Rozumiesz? Więc przestań mówić o rzeczach o których nie masz pojęcia, bo to może źle się dla ciebie skończyć! - wysyczał, lecz Thomas wtedy przeniósł swój wzrok na blondyna i zaczął:
-A ty Malfoy? Twój kolega się pochwalił nam, że nie ma znaku. - powoli wstał i poszedł w stronę młodego Ślizgona, który nic nie robił. Stał z kamienną maską na twarzy. - A ty? Pochwal się swoim przyjaciołom jakim to wielkim sługą byłeś i ile osób zabiłeś. - podwinął rękaw koszuli chłopaka. Na ręce był widoczny mroczny znak. - A teraz co? Zadajesz się z szlamą i zdrajcami krwi, których jeszcze niedawno bez skrupułów byś zabił, nie wspominając już o Potterze. Ciskał byś w nich cruciatusami, z uśmiechem na twarzy. Czemu teraz udajesz dobrego? Obydwoje wiemy, że ludzie się nie zmieniają, a zwłaszcza tacy jak my. Tacy, którzy nie mają serca, bo pozbyli się go wraz z zabiciem pierwszej niewinnej osoby. - krążył dookoła chłopaka, szepcząc mu coś wciąż, na tyle głośno, aby każdy słyszał. - Nie zaprzeczysz, co? Wiesz, że mam rację. No i po co ta szopka? Mącisz w głowie tej całej Granger, chociaż zdajesz sobie sprawę z tego, że twoi rodzice nigdy jej nie zaakceptują. Kobietę masz już od dawna wyznaczoną. Przeznaczenia nie da się oszukać... Boli, co? I ma boleć. 
-Dość tego! - zarządziła w końcu Pansy i rzuciła zaklęcie na mężczyznę tak aby nie mógł uciec.- Idę po McGonnagal. 

***

Dziewczyna wróciła po pięciu minutach nie tylko z Minerwą, ale też z Dumbledorem. Dwójka profesorów. Zwołała aurorów, którzy zabrali Śmierciożercę do Azkabanu. Po tym każda z osób otrzymała po 20 punktów dla swojego domu za zwchytanie zbrodniarza. 
-To co? Idziemy opić złapanie tego Śmierciożercy? - zaproponował Ron.
-Chętnie. - zgodzili się prawie wszyscy.
-Przepraszam was, ale muszę jeszcze gdzieś iść. 
-Oj Draco... Nie daj się prosić. - rzekła Pansy z uśmiechem na ustach.
-Naprawdę, ale bawcie się dobrze. - odpowiedział z uśmiechem, w którym jednak krył się smutek. Pomachał jeszcze wszystkim i odszedł. 
-Na Merlina... Zapomniałem, a miałem jeszcze coś zrobić! Wrócę jak najszybciej będzie się dało. - oznajmił Harry i pobiegł przed siebie.
-Idziemy do Trzech Mioteł na kremowe piwo? - zaproponowała Hermiona.
-Kremowe piwo jest dla słabeuszy. To trzeba jakoś porządnie uczcić. Może teleportujemy się gdzieś z tam tąd? Cały świat stoi otworem! - krzyknął uradowany Blaise. 
-Jestem za tym klubem do którego zawsze udawaliśmy się w szóstej klasie. - rzuciła panna Parkinson bardziej do Zabini'ego niż całej reszty.
-Teleportowaliście się z szkoły w szóstej klasie?! - wytrzeszczyła oczy orzechowooka Gryfonka.
-Wiewióra już w piątej. - Ślizgon puścił oko do Rudej,
-To był tylko raz i akurat wtedy musiałam was spotkać! Tylko jeden raz! - oburzyła się.
-Tak, tak. Tylko jeden raz. - roześmiał się chłopak.
-Ale jak?! Teleportować się może dopiero w szóstej klasie po zdaniu tego testu! - zdziwiła się Prefekt Naczelna.
-Teleportacja łączna. My zawsze z kimś z ostatniego roku. 
-A ty Gin z kim? 
-Z Fredem i Georgem. - uśmiechnęła się nieśmiało.
-I nie wzięliście mnie? - zapytał z wyrzutem Ron.
-Nie. Bo ty od razu powiedziałbyś Hermionie, która stanowczo by nam zabroniła, Harry'emu, który pojechałaby z nami aby mnie pilnować i pół szkoły aż wreszcie dowiedzieliby się nauczyciele. - wyznała szczerze na co reszta Gryfonów oburzyła się a Ślizgoni zaczęli się śmiać.

***

W tym samym czasie Draco szedł błoniami aż w końcu zatrzymał się nad jeziorem i rozłożył się na moście. Nie miał pojęcia, że cały czas ktoś za nim idzie. 
Blondyn wziął do ręki kilka kamyczków i zaczął rzucać nimi z całej siły w wodę. Miał mętlik w głowie, był zły i przygnębiony. W końcu zdając sobie sprawę, że to zajęcie wcale mu nie pomaga uderzył z całej siły pięścią w most, na którym siedział. I jeszcze raz. A potem jeszcze i jeszcze. Po chwili ręka bolała go niemiłosiernie i kapały z niej krople krwi, a raczej spływały po niej obficie. 
-Draco, przestań. - powiedział ktoś za jego plecami gdy chciał uderzyć jeszcze raz. Chwilę później chłopak poczuł jak mostek ugina się lekko pod ciężarem drugiej osoby, w której rozpoznał Harry'ego. - Łamanie kości to jest to coś ważnego co musiałeś zrobić? - zakpił choć w jego głosie dało się usłyszeć nutkę troski. -Co się dzieje? - zapytał gdy Ślizgon nic nie odpowiadał.
-Słyszałeś go? Słyszałeś Seyfrieda? On ma racje. Ja nie mam już serca. Ja nie wiem co wyprawiam. Staram się rozkochać w sobie Hermionę... Mi na niej zależy, ale przeznaczenia nie oszukam. Moi rodzice nigdy się na to nie zgodzą. Oczywiście, mogę się odosobnić od rodziny, zmienić nazwisko i sprzeciwić się ich woli, ale oni są zdolni do wszystkiego. Oni zrobią coś Mionie... Skrzywdzą ją, albo zabiją. Nie wierze w ich zmianę. Niby teraz tworzymy słodką kochającą się rodzinkę. Bzdura... Dalej są tacy jacy byli kiedyś! - wyznał szczerze, choć wcale nie chciał o tym nikomu mówić.
-Draco uspokój się. Wszystko się jakoś ułoży.
-Nie wiesz o czym mówisz. Nic się nie ułoży. Ja byłem, jestem i będę wstrętnym Śmierciożercą. Nie zasługuje na Hermionę. Ona nigdy nikogo nie skrzywdziła! Nigdy rozumiesz? A ja... Zabiłem. I to dziecko. Zabiłem małe mugolskie dziecko. Niby to jedyna ofiara... A jednak tak wiele. Ono nigdy nikogo nie skrzywdziło. Musiałem je zabić. Ceną była Julia. Moja siostra. Wiem, że inaczej ona by już nie żyła. Wiem, że musiałem to zrobić. Wiem, że to wręcz powinienem zrobić w takiej sytuacji jakiej mnie postawiono. Z resztą ten chłopczyk i tak by zginął tylko, że z ręki innego Śmieriożercy. Ale to było najgorsze co zrobiłem. Potem po nocach miałem koszmary. Wciąż to dziecko i to nie wszystko. Wiesz dlaczego akurat ten chłopczyk? Moja siostra i ja na pewien czas musieliśmy wyjechać do naszych dziadków. Wtedy tam poznaliśmy mugolskie rodzeństwo. Dziewczyna była ode mnie rok młodsza. Ja ją polubiłem, a chłopczyk w wieku Julii. Gdy go zabijałem ona przy tym była. Patrzyła i płakała. Nie mogła nic zrobić. Myślałem, że chociaż ją oszczędzą. Obiecali, że oszczędzą i rzucą na nią zaklęcie zapomnienia. Więc zabiłem jej braciszka. Julii nic nie było lecz ją... Czarny Pan z uśmiechem na ustach rzucił w nią Avadą. Przy mnie. - po tym nastała cisza. Harry'ego zamurowało a Draco chyba po raz pierwszy miał w oczach łzy. - Właściwie nie wiem po co ci to opowiadałem. Nie chce się usprawiedliwiać, ani narzekać jak to miałem źle. - przemówił po chwili. 
-Nie... W porządku. Zabiłeś tylko raz bo musiałeś. Przeszłość pozostawia na nas ślady. Jesteś dobrym człowiekiem, bo tego żałujesz. Jeżeli ktoś ma być z Hermioną to powinieneś być to ty. Nie ma lepszego kandydata dla niej. Zasługujesz na nią...
-Łatwo ci mówić. To nie ty byłeś wychowywany na maszynę do zabijania. To nie ty pozbawiłeś życia drugiej osoby.
-Pozbawiłem życia. Tylko, że winnych. Ale przeze mnie zginęło tysiące osób. Stali za mną murem. Oddali swoje życie. Dręczy mnie sumienie. Może gdybym zabił go wcześniej... Może gdybym zabił Voldemorta choć rok wcześniej... Teraz ty nie miałbyś tych wyrzutów. Nie kazano by ci zabić tego chłopca. Nie patrzyłbyś na śmierć jego siostry. Zginęła Nimfadora wraz z Lupinem, pozostawiając swojego synka; Szalonooki Moody; Zgredek; Syriusz i inni. Tyle osób by żyło! Wiesz ile zginęło w drugiej bitwie o Hogwart? Gdybym go zabił wcześniej. Nie wiesz jakie to jest straszne. Budzę się prawie każdego dnia rano cały spocony, wystraszony i z łzami w oczach. Wciąż widzę tych wszystkich zmarłych i ich rodziny patrzące na mnie. 
-Nigdy nie myślałem, że ty, który uratowałeś cały świat możesz mieć wyrzuty sumienia. - roześmiał się gorzko. 
-No widzisz. Nie tylko twoja przeszłość cie dręczy. 
-Mamy wybór. Idziemy szukać balangowiczów i dołączamy do nich czy siedzimy tu jeszcze a potem idziemy na kolacje? 
-Wybieram opcje drugą.
Nagle nadleciała czarna sowa, rzuciła zieloną kopertę z listem przed Draco i odleciała. Chłopak szybko przeczytał list zawarty w kopercie i skrzywił się.
-To od rodziców. - rzekł widząc pytające spojrzenie Harry'ego. - Chcą żebym przyjechał jutro po lekcjach z Blaisem do domu. Mają coś z nami do wyjaśnienia. Czuje, że to nie będzie miła rozmowa. 
-Idziemy już do zamku? Zrobiło się zimnej. Kolacja za pół godziny, ale muszę jeszcze wpaść do dormitorium. - zapytał Gryfon. Drugi nastolatek skinął tylko głową i obydwoje ruszyli w stronę budynku.

***

-Dzień dobry ojcze. - rzekł formalnie Draco
-Dzień dobry panie Malfoy. - powiedział Blaise.
-Nie sądzę aby to był dobry dzień, chłopcy. - odpowiedział chłodnym tonem. - Zapraszam do salonu. - po czym zwrócił się do Blaise'a. - Twoja matka wraz z ojczymem już tam są.
Ślizgon lekko zadrżał na te słowa, nie lubił żadnego z mężów matki. Ciągle ich zmieniała. Na początku starał się tolerować wybranków matki, obdarzając ich wymuszonym uśmiechem. Z czasem jednak zaczęło go to nudzić. Nie raz, mimo tego, że brakowało mu mężczyzny w domu, odmawiał wspólnie spędzonego dnia razem z ojczymem. Posiłki jadali razem tylko wtedy, gdy jego rodzicielce na tym zależało. Mimo wszystko kochał swoją mamę jak żadną inną kobietę. Wiedział też, że w jej życiu jest jedynym najpierw chłopcem, który teraz staje się mężczyzną, którego naprawdę kocha. Jej mężowie byli tylko chwilowym zauroczeniem. Często nawet bardziej zadurzona była w ich majątkach niż w samych wybrankach.
Trzy postanie weszły do ogromnego salonu. Po prawej stronie był nieduży stolik. Po jego dwóch stronach stały fotele, a przed nim stała kanapa z tego samego materiału co fotele. Przed stoliczkiem znajdował się kominek, w którym teraz wesoło trzaskały płomienie. W drugiej części pomieszczenia stał ogromny stół z starego, ozdobnego drewna. Na około niego były porozstawiane bogato zdobione krzesła, z których właśnie podnosiły się dwie kobiety i jeden mężczyzna.
-Witaj mamo. - przywitał się Blaise ze swoją rodzicielką.
-Witaj synu. - odpowiedziała.
Młodzieniec spojrzał teraz na swojego ojczyma i skinął mu głową.
-Matko. - rzekł oficjalnie Draco patrząc na Narcyzę. Ta nawet nie zaszczyciła go najmniejszym uśmiechem, a to źle zwiastowało.
-Wiecie dlaczego was tu sprowadziliśmy? - zapytał Lucjusz młodych Ślizgonów.
-Tak, domyślamy się, natomiast sprawa została już wyjaśniona. - odpowiedział grzecznie brunet.
-To nie ma teraz absolutnie żadnego znaczenia.
-Nie? - zdziwili się chłopcy.
-Nie. - rzekła Marietta Zabini*. - Tu chodzi o zhańbienie naszych nazwisk. Przez ten artykuł wy jesteście uważani za jakichś brutalnych gwałcicieli, a my, wasi rodzice jeszcze gorzej. No bo kogo winić za zachowanie dziecka jak nie rodzica. - warknęła.
-No, ale to nie nasza wina ten artykuł. Przecież my nic nie zrobiliśmy. - bronili się przyjaciele.
-Z jakiegoś powodu on powstał! - oburzyła się Narcyza.
-A pomijając tą gazetę... Doszły nas słuchy, że brudzicie czystą krew! Co to ma znaczyć, zadawanie się z szlamami i zdrajcami krwi?! - krzyknął Lucjusz.
-Wojna się już dawno skończyła! Nie ma żadnych chorych podziałów. Możemy się zadawać z kim chcemy!
-Draco Lucjuszu Malfoy! Dopóki jesteś pod naszą opieką zadajesz się z tymi, z którymi my ci pozwolimy! Żadnych szlam. Co ci do głowy wpadło żeby zadawać z brudną bandą Potter'a?!
-Są takimi samymi czarodziejami jak my! A jeśli chodzi o Hermione to jest lepsza w czarach od nas wszystkich razem wziętych! Osiągnie dużo więcej niż niejeden czystej krwi!
-Bzdura. - oburzyła się pani Malfoy. - Co by na to powiedziała Bella!
-A ty Blaise? Wcale nie jesteś lepszy zadając się z jakąś zdrajczynią krwi, Weasley'ówną! - odezwał się Stian Smith - ojczym Blaise'a.
-Akurat ty masz najmniej do powiedzenia! Jesteś tylko kolejnym mężem matki, który zasila nasze konto w Gringocie! - oburzył się młodzieniec.
-Blaise, jak śmiesz tak mówić! - odezwała się Marietta.
-Czy on będzie w domu na święta? - zapytał czarnoskóry Ślizgon.
-Będzie. Ma takie samo prawo przebywać w tym domu jak ty czy ja.
-W takim razie widzimy się dopiero w wakacje. - odrzekł, a w oczy pani Zabini zaszły mgłą.
Jednak za nim zdążyła się sprzeciwić, odezwał się Draco.
-Ja też nie wracam na święta. Zostaje z Blaisem albo w szkole albo coś wynajmiemy na te dwa tygodnie. Nie zniosę sztucznego szczęścia jakie będzie tu panowało.
-Ale dlaczego? Pomyśl o Julii, jak ona się będzie czuła?
-Julii jakoś to wytłumaczę i wynagrodzę. Chcecie nam coś jeszcze powiedzieć bo jeśli nie to my już pójdziemy.
-Kim byli ci porywacze? - zapytał Lucjusz.
-Mogę cie prosić na osobność? To wcale nie były sprawy Hogwartu.
Zaciekawiony mężczyzna poszedł za synem.
-A więc kto nim był?
-Thomas Seyfried, dwa lata ode mnie starszy, śmierciożerca, nie bał się niczego. Za wszelką cenę chciał się dostać do kręgu wewnętrznego. Pamiętasz?
-To on? ale przecież on był w Azkabanie.
-Miała to być zemsta. Ja byłem śmierciożercą w kręgu wewnętrznym jeszcze przed ukończeniem szkoły, a on nigdy tam nie był, choć zależało mu na tym jak nikomu innemu. Po śmierci Voldemorta ani ty, ani ja nie poszliśmy do więzienia, choć szczerze mówiąc powinniśmy. Teraz on chciał mi zepsuć życie, za to, że od zawsze dostawałem to czego on nigdy nie mógł.
-A więc to on...
Młodszy blondyn chciał już wychodzić, gdy zatrzymał go ucisk na ramieniu.
-Draco proszę przyjedź na święta. - rzekł skruszonym głosem. Nastolatek zdziwił się na te słowa. Jego ojciec nigdy nie prosił, nie dziękował i nie przepraszał.
-Już postanowiłem. Ale wpadnę na jeden dzień. Tylko i wyłącznie ze względu na Julię. 
-A jak ona się zaaklimatyzowała? Mam na myśli Gryffindor oczywiście. Zdaje sobie sprawę z tego, że przez to, że nie jest w twoim domu nie możesz jej odwiedzać zbyt często. - Julia była oczkiem w głowie tatusia, co było widać na każdym kroku,
-Widzisz właśnie dzięki tej szlamie i zdrajcom krwi, jak wy ich określanie chociaż nie macie do tego żadnego prawa, mogę codziennie u niej siedzieć. Zawsze wpuszczają mnie do swojej wierzy, kiedy tylko chcę. Bo wiedzą co to znaczy mieć rodzeństwo i je kochać. Bo w porównaniu do innych byli wychowani w miłości. - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Draco, skoro nie przyjedziesz do domu na święta, tu masz klucze do domu nad morzem. Spędź tam święta z Blaisem. 
-Widzisz... Zawsze gdy wchodzę na drogę mojej przeszłości ty próbujesz mnie przekupić. Po prostu idealna rodzina... - prychnął ironicznie po czym zabrał przyjaciela i wrócił z nim do Hogwartu.




*************

*Marietta Zabini - tak nazwałyśmy mamę Blaise.
Mamy rozdział 15, jest moc :)
Ogólnie podoba nam się. Przepraszamy, że nie dodałyśmy go wczoraj, ale nie dałyśmy rady. Festyn i te sprawy ;D Mówisz, że idziesz tylko na godzinkę, wracasz po 4 ;P
Wszystkie pytania zadawać na: NASZ ASK
No, a tu link do naszego drugiego opowiadania: ZEMSTA <--- prosimy o komentarze, gdyż właściwie dopiero zaczynamy :)
ODIUMORTIS (SWAG)